nasze media Mały Gość 12/2024

Jadwiga Chmelewska

dodane 21.10.2008 14:12

Per aspera ad astra- Zakończenie

Nawet wtedy gdy mi się oświadczył go nie pocałowałam. Nie w usta. Ani przez cały rok naszego narzeczeństwa... Ten pierwszy pocałunek był w kościele. Dopiero wtedy gdy zdecydowałam się z
nim być na zawsze. Gdy go pocałowałam, to poczułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Dzięki temu, że było to dopiero wtedy, to było to po prostu wyrazem najczystszej miłości. Ucieleśnieniem jej. Uczucia, które rozpiera człowieka od środka. Zdecydowałam się za niego wyjść, bo go pokochałam i on
kochał mnie. Nasz związek nie opierał się na cielesnym przywiązaniu czy pożądaniu. Zresztą nadal się kochamy i nasze małżeństwo także opiera się na prawdziwej miłości.
Ślub był dokładnie rok po dniu zaręczyn, czyli 8 maja 2010 roku. Obecnie mamy rok 2014. Idę właśnie z moimi czterema gwiazdkami do kościoła. A konkretnie z Johnem, 3-letnim Stevenem i naszymi rocznymi bliźniaczkami: Deborahą i Lorą. Wchodzimy do środka. Ja z podwójnym wózkiem dziewczynek, a John ze Stevenem za rękę. Klękamy przed Najświętszym sakramentem. Patrzę na
ołtarz i w wyobraźni widzę wszystko co zdarzyło się 4 lata temu. Obracam głowę i patrzę z uśmiechem na Johna. On także się uśmiecha. Chyba nikt nigdy nie miał lepszego małżeństwa niż mam ja.
Czuję się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Mam 21 lat, wspaniałego męża i najcudowniejsze dzieci pod Słońcem. Dlatego są moimi gwiazdkami. Spytacie może gdzie mieszkamy, bądź z czego się utrzymujemy w tak młodym wieku, a feministki zapytają: jak ty tak możesz, a kariera?
A więc po kolei:
Po ślubie ciocia Clara (nadal mówię do niej per ciociu, jakoś nie mogę się przełamać i mówić do niej "mamo") przeprowadziła się do Taty i zamieszkała w moim pokoju, bardzo się zaprzyjaźnili, ale gdy pytałam o nią Tatę, powiedział, że raczej nie umiałby nikogo pokochać tak jak moją
Najukochańszą Mamę, natomiast ja i John urządziliśmy się w jej domu na wzgórzu. Mój kochany mąż załatwił ekipę budowlaną, która dokładnie ogrodziła płotem cały dom i zrobiła bramę na podjazd. Najpierw się na niego wkurzyłam, bo to wyglądało tak, jakby mi nie ufał i że może kiedyś znowu zechcę
zeskoczyć z urwiska, ale to jest raczej niemożliwe przy obecnym stanie rzeczy. Ale tu chodzi o bezpieczeństwo dzieci, więc wszystko jest w najlepszym porządeczku. Z okien naszej sypialni widać morze. Nawet nocą nie boję się na nie patrzeć. Niczego się nie boję, bo mam się do kogo przytulić.
Nie macie zielonego pojęcia jak czuję się bezpiecznie gdy zasypiam zawsze koło Johna, do niego przytulona.
Jeśli chodzi o pracę, to John ze swoimi zdolnościami mechanicznymi kupił mały warsztat, co nie zmienia faktu, że w wolnych chwilach robi mi i dzieciom sesje zdjęciowe, a potem rozstawia sobie w biurze, w ramkach. Jego ojciec przyjechał na nasz ślub i poprosił go o wybaczenie. Przyjemnie było
patrzeć jak ojciec i syn złączają się w mocnym uścisku. Tym samym na nasz ślub przyjechała Glorie z matką. Pogadałyśmy jak za dawnych lat. Glorie nie zmieniła się nic z charakteru, ale za to bardzo z wyglądu. Bądź co bądź ostatnio widziałyśmy się jak miałyśmy po 12 lat. Mili także przyjechała ze
swoim chłopakiem, co było pewnym kłopotem, bo nie chciałam sama zostawić Glorie, ale na całe szczęście wyręczył mnie syn kuzyna mojej Najukochańszej Mamy. Przechodząc do rzeczy, ojciec Johna dał nam jako prezent ślubny 14 000 euro. Powiedział, że zawsze zbierał te pieniądze na studia Johna, jednak jeśli jego syn założył rodzinę, to niech sam nimi dysponuje. Właśnie za te pieniądze John kupił warsztat i na razie dość dobrze prosperuje. Ludzie z miasta polubili go i oddają swoje rzeczy do niego do naprawy. Pewnie większość robiła i nadal robi to z sentymentu do Najukochańszej Mamy i żeby
nam pomóc, ale co tam! Zresztą John, gdy urodził się Steven, nabył dwóch pracowników i podpisał świetną umowę z dwoma firmami budującymi się pod Toswey.
Co do mnie to jestem szczęśliwa. Nie chciałam nigdy pracować kosztem dzieci. Na razie jestem z nimi w domu. Zawsze pakuję dzieci do samochodu i odwożę Stevena na kilka godzin do przedszkola, a w tym czasie najczęściej jadę na zakupy. Moje dwie gwiazdeczki są kochane. Obie już chodzą. Przyszły
na świat 8 maja 2013, dokładnie w 22 urodziny Johna, co stwierdzam jest niesprawiedliwe, bo zawsze wszystko musi się dziać w jego urodziny! Tak samo z terminem ślubu, tylko ten był wolny! Nie wiedzieliśmy, że to będą bliźniaczki. Nie chcieliśmy wiedzieć czy to będzie dziewczynka czy chłopczyk, a żeby wziąć dziecko ze szpitala trzeba mieć takie siodełko samochodowe to stwierdziliśmy, że jak się maleństwo urodzi, to John pojedzie je kupić w określonym kolorze, odpowiednim dla dziewczynki bądź chłopca. Gdy się okazało, że to aż DWIE dziewczynki, mój mąż zgłupiał ze szczęścia. W końcu pojechał kupić czerwony fotelik i taki blado-żółty. Wody mi odeszły w południe i praktycznie bez skurczów miałam 10 centymetrowe rozwarcie. Deborahe urodziłam o12:25, a Lorę o 12:30. Na razie Steven ma blond włosy, po Johnie, i brązowe oczy chyba po moim Tacie. Deborze oczy robią się zielonkawe, a Lora ma piękne błękitne jak John. Co do koloru włosów dziewczynek, to trudno określić, pewnie im się jeszcze milion razy zmienią. Co najważniejsze nie mają piegów. To trochę przyziemna rzecz, ale naprawdę strasznie się cieszę, że ich nie mają. No właśnie, widzicie? Tak kocham moje dzieci, że wolę mówić o nich niż o sobie. Przez te 4 lata to skończyłam, po ślubie, szkołę i nie poszłam do collegu. Przez wakacje pracowałam w centrum handlowym w Toswey na fajnym stanowisku robienia soków. Steven urodził się w marcu, więc czas od lipca do listopada przed jego narodzeniem był na wyszalenie się. Nigdy nie byłam typem imprezowiczki, ale co tydzień w soboty chodziliśmy albo do pobliskiej dyskoteki, albo spędzaliśmy ten wieczór razem, na molo. Teraz pracuję w domu na komputerze. Pół roku temu skończyłam domowy kurs dziennikarski przez internet i piszę w domu artykuły, na różne
tematy do: Irish independent*.
Starsze panie z sąsiedztwa często mówią mi, że się pośpieszyłam, że powinnam się wyszaleć i takie tam. I się wyszalałam. Te 4 miesiące to było wystarczająco. Tak jak inni zaczynają swoje wejście w "dorosłość" od 18 roku życia, ja zaczęłam od 15. Tyle, że to co inni robią od 14-18 to jest pełne
pułapek i pokus. Ja nie miałam tego problemu, bo jakie się ma pokusy od 11-15 roku życia? Dziękuję Panu Bogu, że mi tego oszczędził. Jakby liczyć tą skalą to jestem na poziomie 24 - latek.
Co do Johna to nigdy nie widziałam go pijanego do nieprzytomności bądź w takim stanie, żeby nad sobą nie panował. Powiedział, że nie za bardzo mu smakuje piwo i że może wypić najwyżej dwa. O wiele bardziej woli czerwone wino, zresztą tak jak ja. Myślę, że mimo iż mamy po 21 i 23 lata to jesteśmy naprawdę odpowiedzialnymi rodzicami i to nawet więcej niż niejedni starsi. Kochamy się miłością naprawdę najczystszą i jesteśmy szczęśliwi. Codziennie modlę się do Pana Boga, by moje życie było już ustatkowane i by wszystko było dobrze. Na razie jest wszystko OK.
Wychodzimy z kościoła i idziemy spacerkiem do domu. Kiedy jesteśmy już pod domem, wyciągam dziewczynki z wózka, a John wnosi go do domu. Przynosi zabawki dla Deborahy i Lory i bierze płyn z wodą do robienia baniek. Siada na trawie obok Stevena i uczy go dmuchać. Małemu w końcu się udaje zrobić naprawdę dużą bańkę, która szybuje wysoko. Unosi się nad płotem i jest jakby na równi ze słońcem. Barwy odbijają się i przechodzą przez nią. Tak, to naprawdę piękny widok. Steven skacze z uciechy, a Lora i Deborah patrzą za bańką z podziwem. John podchodzi do mnie i czule obejmuje. Jesteśmy szczęśliwi i nie wyobrażam sobie, żebym na to szczęście musiała czekać
jeszcze kilka lat.
CHWAŁA TOBIE PANIE :))!!!

* Irish independent - z ang. Niepodległa Irlandia. Gazeta ogólnoirlandzka.

Autorka:
Jadwiga Chmielewska
ur. 8. 10. 1993 r. w Katowicach.
zapalona "pisarka", nudna romantyczka i oryginalna dziewczyna o szczerym
sercu i dobrych intencjach.
Kontakt:
jadwiga.chmielewska@gmail.com,
http://gdy-zycie-zaskakuje.blog.onet.pl

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..