nasze media Mały Gość 12/2024

Multimedia Don Bosco

dodane 24.12.2007 13:53

ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA NA MISJACH

Salezjański Ośrodek Misyjny co roku dostaje listy od wolontariuszy, którzy spędzają święta na misjach. Opowiadają jak wygląda ich Boże Narodzenie tam, gdzie są.

Wszystko zaczyna się w Wigilię… Siadasz do stołu i jest inaczej niż zawsze… zamiast karpia - banany, zamiast sianka i dwunastu dań – to, co jest na miejscu… czasami opłatek przysłany w liście przez rodzinę i przyjaciół. Czasami kurczak i wielkie zdziwienie, że w Polsce tego wieczoru się pości.

Wolontariusze opowiadając o doświadczeniach z misji podkreślają często, że święta Bożego Narodzenia są jednym z najtrudniejszych, ale i najpiękniejszych okresów ich pracy.

Barbara Kowacz, Zambia: „Święta spędziłyśmy bardzo spokojnie i samotnie „Szczególnie odczuwałyśmy brak rodziny i atmosfery świątecznej. Musiałyśmy dostosować się do tradycji afrykańskich, co nie było łatwe. W Zambii nie celebruje się Wigilii. Spędziłyśmy ją same w czterech ścianach naszego skromnego pokoiku. Towarzyszyły nam tylko zdjęcia najbliższych i kartki od innych wolontariuszy z Ośrodka. Ogromne wrażenie za to wywarła na nas radosna Msza Św. w rytmie bębnów i tańców afrykańskich. Mały Jezusek patrzył z pięknej szopki pod palmą bananowca. Ubrane w uroczyste chitengi, wspólnie z naszym chórem - odśpiewałyśmy kolędy w języku bemba i po angielsku.”


Ważne, żeby nie być samemu… Kiedy mieszkasz wśród ludzi a nie znasz ich języka pewne sprawy wydają się niewytłumaczalne. Czasami nawet język nie pomaga. Bo w jaki sposób wytłumaczyć co znaczą białe rodzinne święta i skrzypiący mrozem śnieg pod stopami w drodze powrotnej z pasterki.

Są dwie możliwości – zamknąć się w niewypowiedzianej tęsknocie za tym, co polskie, „nasze” i znane, koniecznie próbując ugotować dwanaście dań wigilijnych - albo zgodzić się z rzeczywistością, otworzyć na nową kulturę, na drugiego człowieka z całym bogactwem tradycji i obyczajów, które ze sobą wnosi. Dać się namówić na święta inaczej, łamiące wszelkie dotychczas znane nam schematy.


Eliza Dubicka, Madagaskar: „Prawie wszyscy się pochorowali. Siostra Germana miała grypę i malarie, moje dwie współlokatorki Fredka i Amelka ostrą grypę i zapobiegawcze zastrzyki przeciw malarii. Ja walczyłam jak lew, bo nie trudno się zarazić śpiąc w jednym pokoju, ale wzięłam końską dawkę niwakiny.

24 grudnia około godziny dwudziestej zaczęły swoje występy chóry - w liczbie dwunastu i nasze chore nie wiedziały już co gorsze: utrata przytomności czy delirium przy wtórze malgaskich głosów. Nasz dom jest na przeciwko kościoła. Ponieważ nigdzie nie ma okien czujemy się jakby nasze łóżka stały bezpośrednio na ołtarzu. O dwudziestej drugiej zaczęła się Msza Św. i trwała do pierwszej w nocy. Była szopka i żłóbek, i mały czarny Jezusek. Dużo śpiewaliśmy, choć brakowało polskich kolęd.
Ledwo zdążyłam się położyć a o szóstej rano była następna Msza Św., tym razem jedynie dwugodzinna. Było bardzo uroczyście, śpiewy i nawet tańce, bo dziewczynki tańczyły w swoich lambach wnosząc dary. Główny posiłek przypada, nie jak u nas w Wigilię, ale dwudziestego piątego w porze obiadowej. Ja zostałam zaproszona przez rodziców Mojżesza wiec miałam okazję spędzić Boże Narodzenie z miejscową rodziną.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..