W Polsce skończyła się złota, a może słotna jesień, a w Indonezji coraz goręcej.
Gdy słońce przekroczy równik, wiatr wieje coraz częściej od zachodu, przynosząc wilgotne, morskie powietrze.
Niewyspani studenci
Tak jest od października do kwietnia lub nawet maja. Powietrze staje się ciężkie, jak przed burzą, aż spadnie pierwszy deszcz. Potem już prawie codziennie pada, na ogół około południa. Powietrze się nieco ochłodzi, ale za to wilgotność powietrza wzrasta do 95%. Są to ciężkie miesiące. Człowiek jest prawie cały dzień mokry i ubrania kleją się do ciała. To są uroki tropiku.
15 października muzułmanie rozpoczną swój post. Wykłady na uniwersytecie będą się odbywały normalnie. Za to studenci na zajęciach będą półprzytomni, bo ciągle niewyspani. W czasie postu muzułmanie wstają rano, około trzeciej, by się wykąpać, by byli czyści do modlitwy, potem pośpiesznie jedzą śniadanie i modlą się. Kto nie ma żadnych zajęć, po modlitwie nadrabia spanie. Drugi raz wolno im jeść dopiero po zachodzie słońca. Wtedy znowu się kąpią, czegoś się napiją i modlą się. Dopiero po modlitwie zaczynają kolację. Najpierw jedzą coś lekkiego, by pusty żołądek nie odczuł szoku. Po tym wstępie zasiadają do uczty, która czasem trwa dwie albo i trzy godziny. Kładą się późno spać. I tak przez cały miesiąc stale są niedospani.
Cud
Jakieś trzy miesiące temu poprosili mnie moi przyjaciele, bym pomodlił się nad ich starszą siostrą, która już długo choruje na raka. Były ze mną dwie karmelitanki. Najpierw porozmawialiśmy, a potem modliliśmy się wspólnie o łaskę uzdrowienia. Mąż od 12 lat jest sparaliżowany na skutek wylewu do mózgu, a żona od paru tygodni na wózku inwalidzkim. Zaczęło się od raka piersi, potem nastąpiły przerzuty do kręgosłupa i teraz już nie może poruszać nogami. Po tygodniu zaproponowałem moim przyjaciołom, że chętnie odprawię Mszę św. w domu chorych, wyspowiadam i udzielę sakramentu chorych. Zaraz na wstępie chora nas zaskoczyła. – Ojcze – powiedziała – nie wiem, czy to cud, ale po błogosławieństwie ojca mogłam poruszać nogami, a nawet o własnych siłach przejść z wózka do łóżka i z powrotem. W czasie kazania mówiłem o tym, że nie każda choroba prowadzi do śmierci, ale może być okazją do przyjęcia Bożej łaski. Po Mszy przyznała mi rację. Oboje są katolikami, ale z praktykowaniem bywało u nich różnie. Nawet nie wzięli kościelnego ślubu. Dopiero gdy mąż leżał w szpitalu, przypomnieli sobie o tym. Ich ślub odbył się w szpitalnej kaplicy. Ale potem jakoś byli za bardzo zagonieni i o Panu Bogu trochę zapomnieli. Teraz Pan Bóg dał im znowu znak. Zostawiłem im modlitwę o uzdrowienie za przyczyną naszych werbistowskich błogosławionych. Po jakimś czasie siostra chorej powiedziała mi, że ostatnie badania rentgenowskie wykazały, że kręgosłup jest czysty i siostra zaczyna chodzić. Niedawno rozmawiałem z chorą przez telefon. Na początku tylko płakała z radości. Potem prosiła, bym znowu odprawił w ich domu Mszę św., bo to ich bardzo podtrzymuje na duchu. Modlitwę do błogosławionych werbistów odmawiają codziennie.
Mój kuzyn, o. Józef Jurczyga, od lat wydaje małe książeczki pod tytułem „Bóg i dziś uzdrawia”. Są to świadectwa uzdrowionych. Chyba nowy dowód. Tylko trzeba mieć wiarę. Dla mnie jako księdza to dowód, jak wiele mogą sakramenty i kapłańskie błogosławieństwo. Kiedyś moja znajoma skarciła mnie słowami: „Wy, księża, za mało wykorzystujecie władzę, jaką otrzymaliście przy święceniach kapłańskich”. I chyba miała rację.
(Mały Gość nr 11/2004)