nasze media Mały Gość 12/2024

ks. Grzegorz Wita

dodane 19.07.2006 15:38

KARDYNAŁ W BUSZU

– Dzieci nie potrafią utrzymać języka za zębami i rozpowiadają, że na misji jest dojna i, dzięki Bogu, nie za mądra krowa. Wydoili ją do sucha – mówi o sobie ks. Adam kardynał Kozłowiecki.

– Czy Europa mogłaby się czegoś nauczyć od Afryki?
– Myślę, że przede wszystkim zwyczaju rozmawiania z wieloma ludźmi, radzenia się wszystkich dookoła przed podjęciem decyzji. Poza tym docenienia wartości rodziny.
Wierzę, że Jezus nas potrzebuje, chce mieć nas za swoich przyjaciół. Z Marii Magdaleny wyrzucił siedem złych duchów, myślę, że ja mam ich ze trzy, a jednak wierzę, że Jezus mnie kocha.
Ważne też, by nie być za mądrym. Kiedyś ktoś mi powiedział: „Głupi jesteś”. A ja mu odpowiedziałem: Tak, jestem głupi, ale nie aż taki głupi, jak ty myślisz. Najgorzej, gdy ludzie myślą, że są mądrzejsi od innych. Są mądrzy, ale nie tak mądrzy, jak myślą. Są przemądrzali. Ważną sprawą i zdrową jest, by umieć się też z samego siebie pośmiać. Mieć dystans. W powiązaniu z prostą wiarą daje to owoc w postaci chrześcijańskiej radości. Tę prostą wiarę trzeba dziś ratować w Polsce.

– Na koniec proszę powiedzieć, co Ksiądz Kardynał chciałby przekazać czytelnikom „Małego Gościa”? O co powinni się starać?
– O prostą wiarę! Pan Jezus powiedział, że z nami będzie do końca świata. Powiedziałbym, żeby ufali Kościołowi, bo wtedy słucha się Jezusa. Przecież to On powiedział: „Kto was słucha, mnie słucha”. W Polsce brzydkie jest to, że ludzie lubią dogryźć księżom. Tak dla zasady. Ważne też, żeby nie dać się wodzić za nos swoim zachciankom. Trzeba zawsze pytać: „Jaka jest wola Boża? Czego oczekuje ode mnie Bóg?”. Żeby wola panowała nad zachciankami. Nie wolno tego jednak czynić w sposób zimny, bezduszny. Trzeba serca i ludzkiego oblicza. Być człowiekiem odpowiedzialnym, ale człowiekiem. Nie wolno obrażać ludzi! Trzeba ich szanować!

– A szkoła? Warto się uczyć, chodzić do szkoły?
– Prawdziwą mądrością jest to, byś nie uważał, że wszystko najlepiej wiesz. Licz się z innymi. Słuchaj innych. Pytaj. Ucz się rozmawiać. Słuchaj też tego, co mówi Kościół. Warto dobrze przemyśleć, co to znaczy rządzić. Chodzi nie o władzę, ale o służbę.

– W innym wypadku staną się przemądrzali...
– Właśnie, a to jest niebezpieczne.

– Jak to się stało, że Ksiądz Kardynał wylądował w Zambii?
– Mieszkam w Zambii nieco ponad połowę mego życia. Wyjdzie tego jakieś 58 lat. Trafiłem tu po uwolnieniu z „wakacji”, na które zaprosił mnie niejaki pan Adolf Hitler. Najpierw „zaprosił” mnie do hotelu Montelupich w Krakowie, potem w Wiśniczu, potem w Oświęcimiu. No, a potem trzeba było pomóc w Afryce. Naturalnie, nie bardzo mnie ciągnęło do tej Afryki, bo przecież przez pięć i pół roku tylko marzyłem i śniłem o powrocie do Polski. Mój przełożony nie dał mi rozkazu, ale powiedział: „Życzeniem moim jest, żebyś pojechał”. Cóż, jestem jezuitą, więc wtedy powiedziałem: „No, to pojadę”.
I jestem tu już jakiś czas. Ale nie sam. Czasem to aż za dużo tego pukania do drzwi. Często przychodzą dzieci i proszą o jakiś grosz. A ja im powiadam, że nie zawsze znajdą kogoś, kto będzie im dawał, że powinni sami zapracować.

– Pomaga im Ksiądz Kardynał?
– Zazwyczaj daję jednemu lub dwóm. A wtedy oni, co jest najgorsze, nie potrafią utrzymać języka za zębami i zaraz o tym rozpowiadają, że na misji jest dojna i, dzięki Bogu, nie za mądra krowa. Wydoili ją do sucha. Wyciągnęli ze mnie w ostatnim czasie już ponad 4 miliony zambijskich kwacha, to jest około 1250 dolarów. Zgrzytam zębami, ale czy można powiedzieć: „Mnie to nie obchodzi?”. Ludzie tu są ubodzy, dzieci bardzo biedne, bez opłaty nie są przyjmowane ani do szkoły, ani nawet do kliniki w razie choroby.
Dlatego na listy odpowiem! Bo odpowiedzieć muszę! Gdybym w ogóle nie odpowiedział, to tak, jakbym zdradził tych, którzy do mnie napisali! Przy tych listach zapominam o swoim dziadostwie. Chłopaki i dziewczęta przychodzą do mnie ze swymi ranami i biedą, a ja im pokazuję te listy i oni cieszą się razem ze mną.

– O czym najczęściej pisały do Księdza dzieci z Polski?
– Wszyscy obiecywali modlitwę. A to jest najważniejsze. Niektórzy pytają, czego potrzeba na misjach. Wtedy mówię, że przede wszystkim łaski Bożej, modlitwy, a potem dopiero pieniędzy. Ja wierzę, że do wszystkiego, co robię, potrzeba Jego łaski. Cieszę się zatem, gdy czytam, że ktoś mi obiecuje, że będzie odmawiać „Ojcze nasz” albo „Zdrowaś Maryjo” za misje. I to codziennie! A inni to nawet dziesiątkę różańca! Przynajmniej raz na tydzień.


« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..