Jak znaleźć przyjaciela i o tym, że przyjaciel to nie miś do przytulania - rozmowa z ks. Tomaszem Jaklewiczem, redaktorem „Gościa Niedzielnego”.
Mały Gość: Czy można kogoś wybrać i powiedzieć mu: „Od dzisiaj będziemy przyjaciółmi”?
Ksiądz Tomasz Jaklewicz: – (śmiech) Przypomina mi się „Mały Książę” – jedna z najgenialniejszych książek o przyjaźni – kiedy lisek mówi do Małego Księcia mniej więcej tak: „Ludzie kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc nie mają przyjaciół. Jeśli chcesz mieć przyjaciela, oswój mnie!”. Przyjaźń, a właściwie człowiek jest darem, a dar ma to do siebie, że pojawia się jak czterolistna koniczyna. Człowiek jej nie znajdzie, jeśli będzie gorączkowo szukał. Ale jeśli zwyczajnie chodzi po łące, położy się, nagle patrzy: „O, czterolistna koniczyna”.
To znaczy, że przyjaźń wymaga czasu...
– Dokładnie tak. Mały Książę zapytał lisa: „Co to znaczy oswoić?” I lis odpowiada: „Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej...”. Czyli najpierw jest zbliżanie się do siebie, poznawanie. Potem przychodzi czas, że zaczyna się czekać na każde spotkanie. Człowiek nie jest rzeczą. Przyjaciel nie może stać się moją maskotką czy misiem do przytulania czy wypłakiwania się.
Kiedy więc zaczyna się przyjaźń?
– Poznaje się kogoś, gdy jest się z nim dłużej, gdy pojedzie się z kimś na wycieczkę, na wakacje, gdy znajdujemy się razem w różnych sytuacjach. Czasem trudnych. Jeśli chcemy razem spędzać swój wolny czas, to jest znak, że zaczyna się przyjaźń. Ludzie chcą nazywać kogoś przyjacielem, ale to moim zdaniem można ocenić dopiero po czasie. Pan Jezus dopiero na końcu powiedział swoim uczniom: „już was nie nazywam sługami, ale przyjaciółmi”. Bo dopiero po czasie odkrywamy, że z tym człowiekiem jest nam dobrze, że zaczyna nam go brakować, że możemy mu powiedzieć wszystko, znacznie więcej niż komukolwiek innemu. Przyjaciel to ktoś, kto słucha.
Czy przyjacielowi powinienem mówić wszystko?
– To jest bardzo ciekawe pytanie. Święty Tomasz z Akwinu – mądry człowiek – powiedział, że istotą przyjaźni jest opowiadanie, odsłanianie sekretów swojej duszy. Czyli przyjaźń rodzi się zawsze tak samo: zaczynam opowiadać o sobie komuś więcej niż innym, odsłaniam mu swoje sekrety, swoje tajemnice, czyli to, czego nie mówię nikomu innemu, tobie powiem. Warto zwrócić uwagę, że tak zaczyna się każda przyjaźń. I ta z Panem Bogiem też. Kiedy czytam Pismo św., to tak, jakby Pan Bóg usiadł obok mnie i opowiadał o sobie. Po to, żebym Go poznał, ale przede wszystkim po to, żeby mi powiedzieć: „Ja się tobie zwierzam i zapraszam, żebyś był blisko”.
To znaczy, że w przyjaźni niczego nie muszę?
– Nie mogę wejść na siłę, z buciorami do twojego „ja”. Mogę wejść tylko wtedy, jeśli mnie zaprosisz. Dlatego w przyjaźni nie może być mowy o obowiązku, o jakimś targowaniu się, że ja ci powiedziałem tyle, to ty musisz zrobić to samo. Oczywiście, że jest pewne zobowiązanie wobec przyjaciela, ale to „muszę” wynika z przyjaźni.
Z mojego „chcę”?
– Tak! Ponieważ Cię kocham, ponieważ Cię lubię, ponieważ Cię szanuję, ponieważ jesteś dla mnie ważny, dlatego CHCĘ być z Tobą, dlatego o tobie pamiętam, dlatego kiedy Tobie jest smutno to i mnie jest smutno. Dzielimy się swoimi światami. Odkrywamy jakieś pokrewieństwo dusz. Tak jak mówił Mały Książę: kochać to patrzeć w tym samym kierunku. Od najprostszych spraw: że lubią czytać te same książki, interesują ich te same filmy, ta sama muzyka. Mają podobną ciekawość świata, podobne pasje, zainteresowania. Coś ich zbliża do siebie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.