Polacy mogą nie znać żadnej daty, nawet roku własnego urodzenia, ale tę datę znają. – Rok 1410! – wymamrocze Polak, obudzony w środku nocy hasłem: „bitwa pod Grunwaldem!”. Nic dziwnego – to jedna z największych bitew średniowiecza i największe militarne zwycięstwo w polskiej historii.
Lipcowe słońce stało już nisko nad horyzontem, gdy wojska królewskie wdarły się do krzyżackiego taboru. Między tysiącami wozów kryli się oszołomieni rycerze i czeladź. Przed godziną widzieli, jak w bitewnej kurzawie zginęła chwała Zakonu. Na łagodnych wzgórzach Grunwaldu leżał ścięty kwiat rycerstwa państwa krzyżackiego i jego gości. A teraz, wśród nieopisanego zamętu, dogasał ostatni opór. Nie miał już sensu. Niektórzy jeszcze walczyli, ale większość składało broń. Było ich w co zakuwać, bo krzyżacy przygotowali dla pokonanych mnóstwo kajdan. Nie przypuszczali, że przywieźli je dla siebie.
Widowisko grozy
Nic nie wskazywało na taką katastrofę. Jeszcze rano wielki mistrz Ulryk von Jungingen był pewny swego. Gdy słońce dobrze już zaczęło przygrzewać, a królewscy wciąż stali w leśnym cieniu, przysłał rycerzy z dwoma mieczami „w podarunku”. Miecze miały być „ku pomocy” dla króla polskiego i wielkiego księcia litewskiego. W godzinach południowych doczekał się wreszcie. „Kiedy odtrąbiono sygnały do boju, całe wojsko królewskie zaśpiewało donośnym głosem ojczystą pieśń »Bogurodzicę«, a potem, pochylając kopie rzuciło się do walki” – zapisał historyk Jan Długosz. Miał dokładne relacje, bo jego ojciec o tym samym imieniu brał w bitwie udział – a nawet zasłużył się w walce. Długosz zapisał, że w miejscu zderzenia się wojsk rosło 6 wysokich dębów. Ich gałęzie obsiadło wielu ludzi „by podziwiać pierwsze starcie oddziałów i poznać dalsze losy obu wojsk”. Mieli ci ludzie widowisko! W całym średniowieczu mało było bitew o takiej skali.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.