Kto chodzi do szkoły w sobotę? Polskie dzieci za granicą. Do największej sobotniej polskiej szkoły w Nowym Jorku chodzi ponad 500 uczniów w wieku od 7 do 19 lat. Uczą się polskiego języka, historii i kultury.
W sobotni poranek na podwórku między kościołem a małym budynkiem dawnej szkoły parafialnej tłoczy się spora gromadka dzieci z rodzicami. Dzieciarnia hałasuje w dwóch językach: po polsku i po angielsku. Dyrektor rozpoczyna apel. Milknie zgiełk, wszyscy śpiewają „Jeszcze Polska nie zginęła”, potem odmawiają modlitwę. Dyrektor przez tubę podaje ogłoszenia: „Jutro doroczna Parada Pułaskiego, największe polskie święto w Nowym Jorku, bierzemy w niej udział jako szkoła, przyjdźcie wszyscy, kupcie szkolne T-shirty i biało-czerwone parasole. Pokażmy, że jesteśmy Polakami i że jesteśmy z tego dumni. Przypominam, że w szkole obowiązuje zakaz mówienia po angielsku”.
Cztery godziny polskiego
W Nowym Jorku żyje 8 milionów ludzi, w tym ponad 200 tysięcy Polaków. Skupiska naszych rodaków łatwo poznać po polskich napisach w sklepach, restauracjach, nawet u fryzjera. Jedną z polskich wysepek w tej wielokulturowej metropolii jest dzielnica o nazwie Maspeth. Tam, przy parafii św. Krzyża od lat działa Szkoła Języka i Kultury Polskiej im. Jana Pawła II. Po apelu dzieci wpadają do klas. Czeka je cztery godziny nauki języka polskiego. Oprócz normalnych zajęć w amerykańskich szkołach dzieci poświęcają wolny dzień, aby nie zapomnieć o polskich korzeniach. Przed lub po zajęciach z polskiego mają lekcje religii. Zaglądam do klasy I a. Większość dzieci urodziła się już w Ameryce. – Czego chcecie nauczyć się w tej szkole? – pytam. – Chcę poznać polskie literki – woła Ola. – Mama chce, żebym więcej gadał po polsku – dopowiada Piotruś. – A macie elementarze? – pytam. – Taaak!
Kłopot z „ą” i z „ę”
W sali komputerowej, która jest oczkiem w głowie dyrektora, cisza jak makiem zasiał. Drugoklasiści wpatrzeni w monitory, ze słuchawkami na uszach, słychać tylko kliknięcia myszek. Wypełniają układanki, przenoszą literki, wygląda to jak gra komputerowa. – To są specjalne programy edukacyjne do nauki języka polskiego – tłumaczy Anna Tracz, nauczycielka, która opiekuje się pracownią. – Dzieci bardzo je lubią. Mamy programy dostosowane do różnych poziomów nauczania. Nie jest łatwo żyć w środowisku dwujęzycznym, tym bardziej dzieciom. A jeśli rodzice są różnej narodowości, to dochodzi jeszcze trzeci język. W amerykańskiej szkole mówią po angielsku, więc siłą rzeczy, to ich pierwszy język. One myślą po angielsku. I tego nie da się zatrzymać. – Widzę to u mojej córki – dodaje pani Anna. – Nasze programy pomagają dzieciom zapamiętać słownictwo z różnych dziedzin. Nieraz mają kłopoty z nazwami części ciała czy figur geometrycznych. Często mylą „ą” z „ę”. W starszych klasach pracujemy na programach z historii i geografii Polski.
Największa szkoła
Pierwsza szkoła powstała tutaj już w 1930 roku. – Po drugiej wojnie światowej dwóch weteranów z armii generała Andersa organizowało lekcje języka polskiego. Uczyli wtedy po domach. Bywało różnie. Byli Polacy, którym zależało na utrzymaniu polskości, ale byli i tacy, którzy woleli stać się Amerykanami i uważali, że dzieciom polski do niczego nie jest potrzebny. Tak zresztą jest do dziś – tłumaczy dyrektor Waldemar Rakowicz. – Nasza szkoła ruszyła w 1985 roku. Wtedy do Stanów dotarła nowa fala polskiej emigracji związana z Solidarnością. Ja przyjechałem z żoną i trójką dzieci w 1984, byłem wiceprzewodniczącym Solidarności w Białymstoku. Na początku było tu 28 uczniów, dziś jest ich 578. Uczymy od 1 klasy podstawówki aż do klasy maturalnej. To największa sobotnia szkoła w Nowym Jorku. Mamy 30 nauczycieli, większość ma kwalifikacje pedagogiczne, ale na co dzień pracują w innych zawodach.
Wycieczka do Polski
Rodzice płacą czesne 300 dolarów rocznie. Szkoła działa na dwie zmiany: rano dzieci, po południu młodzież. Wchodzimy do najstarszej klasy. Temat: „Kazimierz Pułaski i Tadeusz Kościuszko – bohaterowie dwóch kontynentów”. Po powtórce z historii zajęcia z gramatyki. – W starszych klasach jest mniej uczniów i jest trudniej. Rodzicom niełatwo przekonać nastolatków, by weekend poświęcili na naukę, podczas gdy ich rówieśnicy uprawiają sport lub po prostu mają czas wolny. Potrzebna jest jakaś zachęta – wyjaśnia dyrektor. – Organizujemy regularnie szkolne wycieczki, jeździmy często do Polski. Dwa razy byliśmy na audiencji u Jana Pawła II, w tym roku jedziemy do Ziemi Świętej. W 11 klasie uczniowie zdają egzamin z języka polskiego. Wynik wpisuje się na amerykańskim świadectwie jak stopień z języka obcego. Na zakończenie nauki uczniowie mogą zdawać tak zwany certyfikat, który jest uznawany w Polsce. Sobotnie szkoły działają w wielu miejscach na świecie – wszędzie tam, gdzie żyją Polacy. Taka szkoła to najlepszy sposób, by mieszkając za granicą, nie zapomnieć języka ojczystego lub nauczyć się go poprawnie. Najlepiej sprawdzają się szkoły przy parafiach. Kościół, szkoła i rodzina – te trzy miejsca decydują, czy ktoś zostaje Polakiem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.