Przepraszam, jak mogę dojść na pocztę? – pyta ksiądz mężczyznę pijącego piwo na przystanku autobusowym.
– Prosto i w lewo – odpowiada mężczyzna.
– Bracie, zejdź z tej złej drogi życia – próbuje tłumaczyć ksiądz. – Ja Ci pokażę drogę nieba.
– Przecież ksiądz nawet nie
wie, jak dojść na pocztę!
Nadesłała Dagmara Cierpińska z Juliopola
Tata do Jasia:
– Dlaczego musiałeś zostać w szkole po lekcjach?
– Dlatego, że pani zapytała, kto zabił Juliusza Cezara.
– I co z tego?
– Nie chciałem go wydać.
Nadesłała Dominika Kampka z Rogowa
– Pobawisz się ze mną w szkołę? – pyta Jaś Małgosię
– Dobrze, ale ja będę nieobecna.
Na lekcji polskiego.
– Łódź, Warszawa, Wrocław to nazwy miast. Jaką literą je piszemy, dużą czy małą? – pyta pani.
– Wielką! – wyrywa się Jaś.
– Dobrze, a dlaczego?
– Bo to są bardzo duże miasta, proszę pani.
Nadesłał Bartosz Grochocki
Blondynka wsiada do windy.
– Na drugie? – pyta mężczyzna w windzie.
– Agnieszka!
W sklepie zoologicznym blondynka pyta sprzedawcę:
– Ile kosztuje ta złota rybka?
– 15 złotych.
– Oj, to drogo. A ma pan może taką samą, tylko srebrną?
Nadesłała Karolina Kawa z Rzeszowa
Na lekcji fizyki nauczycielka pyta Joasię:
– Powiedz, co to jest próżnia?
– Próżnia... to jest... . Nie umiem tego powiedzieć, ale mam to w głowie.
Nadesłała Zosia Nowak z Krakowa
– Sąsiedzie! Dokupiłem sobie 10 hektarów pola!
– Wiem. Pański koń powiesił się za stodołą.
Nadesłała Gabrysia Broda z Krakowa
Do bardzo puszystej pani stojącej w kolejce zwraca się kobieta stojąca przed nią:
– Proszę się na mnie tak nie pchać!
– Ja się nie pcham – wzdycha puszysta. – Ja tylko oddycham.
Niewidomy jeż biegnie przez pustynię. Nagle wpada na wielkiego kaktusa:
– Mamo, to ty?!
Na plaży rozlega się okrzyk:
– Na pomoc! Ratunku! Tonę!
Jeden z plażowiczów już chce skakać do wody, gdy nagle tonąca woła:
– Nie pan! Tamten brunet z prawej!
Nadesłała Magdalena Steć Puchaczowa
– Co robi blondynka, gdy dostanie narty wodne?
– Szuka pochyłego jeziora!
Przychodzi zając do sklepu i pyta: – Czy są zgniłe marchewki?
– Nie ma. U nas są tylko świeże warzywa.
Na drugi dzień sytuacja się powtarza.
– Czy są zgniłe marchewki?
– Mówiłem już, że nie ma!
– Jak mu nie załatwię tych zgniłych marchewek, nie da mi spokoju – myśli sprzedawca.
Trzeciego dnia zając przychodzi i pyta:
– Czy są zgniłe marchewki?
– Są! Specjalnie dla Ciebie zamówiłem kilka!
Na to zając wyciąga legitymację i mówi:
– Kontrola! Sanepid!.
Nadesłał Piotrek z Wrocławia