Należy podjąć natychmiastowe działania, by zapobiec rozmnożeniu się w Bałtyku trujących alg, które spowodują w morzu katastrofę – ostrzega profesor Fredrik Wulff z Uniwersytetu Sztokholmskiego.
– Jeśli niczego nie zrobimy, skończy się to katastrofą. Za 10 lat będziemy tylko wspominali, jak pięknie wyglądał Bałtyk w 2005 roku niezarośnięty zielonymi algami – powiedział Wulff.
Jak podkreślił, algi rozrastają się głównie za sprawą azotu pochodzącego z gospodarstw hodowlanych.
W duńskich, szwedzkich i fińskich hodowlach trzody chlewnej jest obecnie ponad 400 tys. zwierząt. Każda świnia produkuje w ciągu roku cztery razy więcej azotu niż człowiek. Jeśli podobną wydajność osiągnie rolnictwo trzech państw nadbałtyckich oraz Polski, a nie będą podejmowane skuteczne działania zaradcze, spełni się najczarniejszy scenariusz – ilość trujących alg zwiększy się co najmniej dwukrotnie w stosunku do dzisiejszego stanu.
Tymczasem już obecnie ich rozwój stanowi zagrożenie dla życia morza, rybołówstwa oraz dla turystyki, z której żyje duża część ludności terenów nadmorskich – ostrzega Wulff.
Jak podkreślił, groźnym źródłem zanieczyszczenia Bałtyku jest też fosfor, dostający się do morza z nieoczyszczonymi wodami rzecznymi. Dlatego konieczna jest budowa miejskich oczyszczalni, szczególnie w Rosji.
– Jeśli zajmiemy się oczyszczalniami, powstrzymamy dopływ fosforu. Jeśli zajmiemy się rolnictwem, ograniczymy azot. Jeśli zajmiemy się oboma problemami, osiągniemy stopniową poprawę na obu frontach. Trzeba jednak pamiętać, że morze odbudowuje się powoli. Jeśli podejmiemy takie działania dzisiaj, ich rezultaty będą tak naprawdę widoczne dopiero za 100 lat – podkreśla szwedzki naukowiec.
Jego zdaniem, decydującą rolę w odradzaniu Bałtyku i przywracaniu mu życia może spełnić polityka rolna Unii Europejskiej.