Bardzo, ale to bardzo starałem się w tym roku znaleźć dziuplę, w której mieszkają sóweczki. Nie jest to proste, bo ta ważąca zaledwie 60 g najmniejsza europejska sowa jest niemal nie do zauważenia w gęstym białowieskim lesie
Zarówno posykiwania samicy, jak i pogwizdywania samca, w okresie gdy w dziupli są jaja albo młode, są niezwykle ciche i słychać je może z kilkudziesięciu metrów. Drą się, a raczej bez ustanku posykują, tak naprawdę podrośnięte młode. Takie, które mają dziuplę zaraz opuścić, albo takie, które z niej właśnie wyleciały i siedzą na pobliskich drzewach. To piszczenie maluchów naprowadziło mnie na dziuplę wprost idealną do obserwacji. Tuż przy drodze, wlot zaledwie na wysokości czterech metrów, no i znakomicie widoczna, bo zupełnie niezasłonięta gałęziami.
Część maluchów była już poza dziuplą. W środku zostały tylko trzy. Skąd wiedziałem, że trzy, a nie dwa lub jeden, skoro zawsze wyglądała z otworu pojedyncza para żółtych oczu? Młode sóweczki da się poznać po jasnym rysunku na głowie, a właściwie na sowiej "twarzy". Ja jednak poradziłem sobie inaczej. Jeden maluch miał dziób w czymś całkowicie utytłany, kolejny miał brud tylko po prawej stronie, a trzeci dziobek był czysty. W przeciwieństwie do dorosłych młode sóweczki są dość płochliwe i rzeczywiście się mnie bały. Gdy na mnie patrzyły, obracały głową na różne strony. Do niedawna byłem przekonany, że to kręcenie głową jest objawem zdenerwowania. Otóż okazuje się, że to coś więcej. - Kręcąc głową, sowa patrzy na obiekt pod różnymi kątami i dzięki temu lepiej może określić odległość od niego - wyjaśnił mi zajmujący się sóweczkami Romuald Mikusek z Parku Narodowego Gór Stołowych. Młode z mojej dziupli ostatni raz widziałem w sobotę. Podejrzewam więc, że już są poza domem i siedzą sobie gdzieś wysoko na drzewach, by uniknąć drapieżników.
Zostawię więc dzieci w spokoju, a zajmę się rodzicami. Bo to, co się dzieje z matką i ojcem młodych sóweczek, zasługuje na uwagę. Otóż zarówno wysiadywanie jaj, jak i opieka nad młodymi w dziupli to domena samicy. Samiec nie pomaga jej w wysiadywaniu, no oczywiście poza tym, że przynosi jej pożywienie. Samica jeżeli poluje, to bardzo rzadko i raczej w momencie, gdy młode są już spore i praca samca nie jest wystarczająca. Wysiadywanie jaj i pobyt młodych w dziupli trwają około dwóch miesięcy i przez te dwa miesiące młode, których może być nawet do siedmiu, są na głowie samicy. Ona musi dzielić im jedzenie, ogrzewać, czyścić dziuplę z resztek. Ten wysiłek zostaje jednak nagrodzony po wylocie młodych. Samica zajmuje się maluchami jeszcze przez parę dni po opuszczeniu dziupli. Potem aż do jesieni, czyli do momentu, gdy gromadka się usamodzielni, to samiec będzie musiał koczować z nimi po terytorium, karmić je, ostrzegać przed drapieżnikami. Jednym słowem - uczyć życia. Natomiast samica, gdy tylko opuści rodzinę, zaczyna pierzenie. Wymiana piór i odpoczynek się jej należą, bo to przecież ona poniosła wysiłek zniesienia jaj, które wszystkie razem mogą ważyć więcej niż ona sama, i siedzenia w dziupli przez długie tygodnie. Taka ptasia "sprawiedliwość" albo jak kto woli "równouprawnienie" to nie tylko domena sóweczek, ale też wielu ptaków, u których rodzice nie dzielą się rolami po równo już przy wysiadywaniu, albo takich, u których dochodzi do drugiego lęgu i samica, zamiast opiekować się potomstwem, musi myśleć o zniesieniu kolejnych jaj.
GAZETA.PL