Norweski mors arktyczny u wybrzeży Wielkiej Brytanii zatapia luksusowe jachty i motorówki.
Mors wypłynął wiosną ze Spitsbergenu. Prawdopodobnie wdrapał się na oderwany kawałek góry lodowej i… zasnął. Kiedy się obudził, wskoczył do wody i płynął dalej, odkrywając nowy świat. Od kilku miesięcy jest obserwowany.
Media nadały mu imię Wally, a właściciele jachtów i zarządcy przystani nazywają go terrorystą.
Stacje telewizyjne zrobiły już o nim kilka reportaży. Jedna z gazet opublikowała zdjęcie pokazujące, jak Wally płynie siedząc za sterem motorówki i podała, że kiedy mors wdrapał się na nią, załoga uciekła, pozostawiając silnik na biegu jałowym. „Nieporadne zwierzę swoim ciałem przypadkiem poruszyło manetkę gazu i, wyraźnie zadowolone, odpłynęło w nieznanym kierunku” – donoszą media.
Mors arktyczny waży do
Mors zatopił już kilka drogich jachtów, motorówek i szybkich łodzi pontonowych, ale zdaniem badaczy zrobił to „niechcący”. Sposób działania jest zawsze taki sam.
Widząc białą łódź, mors bierze ją za krę i wdrapuje się na nią, aby odpocząć. Później, już leżąc na pokładzie i przewracając się z boku na bok, demoluje wyposażenie i doprowadza łódź do utraty równowagi. Ta przewraca się do góry dnem – chcąc się wdrapać na biały, przyjazny mu kadłub używa do pomocy kłów, które „z łatwością dziurawią cienki, kompozytowy materiał”.