Lamparcie skóry na ramionach, strusie pióra we włosach, dzwonki na łydkach. W dłoniach tarcze, włócznie i… wuwuzele. Scena z filmu? Mecz? Nic z tego. To... Msza Święta!
Wir śpiewu, kolorów i tańca. Dokoła ponad milion ludzi. Radość na twarzach. Rusza procesja z darami. Do ołtarza niosą kosze pełne bananów, ananasów, arbuzów i mango. W innych koszach podłużne bloki mydła, czasem jeszcze skrzynki z oranżadą, kury i koza. Kiedyś widziałem kobietę niosącą w koszu na głowie dziecko. Maluch w ręku trzymał Biblię. W mieście czy na wsi – wszędzie jest podobnie. Ludzie tańcem i śpiewem chwalą dobrego Boga, a kiedy kapłan podnosi Ciało i Krew Pańską, na cześć Jezusa rozlega się radosny okrzyk albo oklaski. Ze wszystkich sił. Dla Jezusa. – Tym razem Msza była krótka – mówili po uroczystościach ku czci świętych Męczenników z Namugongo moi ugandyjscy przyjaciele. – Tylko... 4 godziny.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.