Piotr Stachiewicz. Niewielu zna to nazwisko, ale wielu zna obrazy, które jego właściciel malował. Dzieła te wielu ludziom bardzo się podobają, i to niezmiennie od wielu lat. Konkretnie od 1893, bo wtedy Stachiewicz stworzył cykl malowideł przedstawiających Maryję.
Jest w tych obrazach niezwykły klimat – taki swojski, ciepły, ludowy. Zupełnie jakby to było w stylu Młodej Polski. No i nic dziwnego, bo Stachiewicz właśnie w tym stylu malował. Maryja jest tam pokazana – między innymi – w sytuacjach domowych, bliskich większości ludzi. Na jednym wiesza pranie na sznurze, zerkając na bawiącego się malutkiego Jezusa, na drugim sieje ziarno na polu, jeszcze na innym gromnicą odgania wilki, skradające się po śniegu ku domostwom. Obrazy te miały posłużyć jako ilustracje do książki pod tytułem „Królowa Niebios. Legendy o Matce Boskiej”. I posłużyły, ale oczywiście nie oryginały, bo wystarczyłoby tego tylko na jedną książkę. Zostały zreprodukowane techniką heliograwiury. Polegało to na sfotografowaniu obrazów (fotografia to był wtedy cud techniki) i przeniesieniu obrazu na płytę metalową, która była wytrawiana za pomocą światłoczułej emulsji. Następnie odbywał się druk w specjalnej prasie ręcznej. Odbitki były jednobarwne, ale bardzo dobrej jakości. Ilustracje przyniosły Stachiewiczowi rozgłos. Wielu ludzi chciało mieć u siebie takie dzieła, co skłoniło artystę do namalowania podobnych obrazów w różnych wariantach. Jednym z takich obrazów jest ten właśnie, który tu widzicie. Przedstawia pożegnanie Jezusa z Matką. Zbawiciel opuszcza dom w Nazarecie, żeby głosić Ewangelię, a potem przyjąć mękę i śmierć dla naszego zbawienia. Sceny tej nie ma w Ewangelii, ale pewnie miała miejsce. Tak w każdym razie chrześcijanie sobie to wyobrazili. Jest sporo dzieł średniowiecznych mistrzów, przedstawiających tę sytuację. U Stachiewicza ta scena jest bardzo przejmująca. Jezus całuje rękę Matki, a Maryja z czułością gładzi Syna po głowie. Jej twarz jest skupiona, jakby przeczuwała, że Jezus opuszcza dom nie tylko dla głoszenia Ewangelii. Pamiętała przecież proroctwo Symeona, który zapowiedział, że Jej duszę miecz przeniknie. Jezus żegna się, nie zabierając ze sobą bagaży. U jego stóp leży tylko tykwa z wodą i laska podróżna. Na lasce usiadł ptaszek. Nie boi się, wyczuwa, że ci ludzie mu nie zagrażają. Obraz jest namalowany w smutnej tonacji. Brązy i czernie, szarości, przymglone niebo, krajobraz w tle także przysłonięty mgłą. I w sumie niewiele obiektów, na których może się skupić oko. Oglądając to, człowiek zdaje sobie sprawę, że nie tylko ostatnie dni ziemskiego życia Jezusa i Maryi były trudne. To nie było tak, że wszystko było pasmem radości, na końcu tylko parę godzin męki – a potem zmartwychwstanie. Jezus uczestniczył w ludzkich cierpieniach przez całe życie, a Maryja razem z Nim. Dlatego nikt nie może powiedzieć, że On nie wie, jak to jest choćby odczuwać ból z powodu rozstania – a o tym jest ten obraz. I o tym też są tajemnice różańcowe, w których radości Maryi i Jezusa przeplatają się ze smutkami. Fałszerstw jest sześć. Powodzenia! ► Pożegnanie Chrystusa z Marią, 1900 r. Muzeum Narodowe w Warszawie Piotr Stachiewicz 1858–1938 Gratuluję wszystkim, którzy nadesłali odpowiedzi z poprzedniego numeru, tego, że je nadesłali. A jeszcze bardziej gratuluję osobie, która została wylosowana. Osobą tą jest Piotr Karwański z Pszowa. Pozdrawiam Was serdecznie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.