Mówi o nich: "moi synowie" - 9-letni Barack, 4-letni Alex i 12-letni Brian. A skoro ma dzieci, to chce z nimi przebywać jak najczęściej!
Wielkim marzeniem ks. proboszcza Dionisio Mutei był także zakup keyboardu, na którym dzieci z Chuka mogły się uczyć grać - do tej pory miały jeden, wypożyczony z parafii. Dzięki jednej z ofiarodawczyń udało się kupić aż dwa instrumenty.
- Największą radością za każdym razem są dla mnie odwiedziny u rodzin, spotkania twarzą w twarz - mówi Błażej. - Rodziny nie wiedzą czy i kiedy przyjedziemy, a zawsze spotykamy się z ogromną gościnnością - goszczą nas wszystkim, co mają, a najczęściej to herbata z mlekiem i kawałek chleba. W domach nie ma prądu, nie ma gazu, 5 litrów wody musi starczyć rodzinie na cały dzień.
Selfie z maluchami - radość dla obu stron!
Błażej Jaszczurowski
Jak dodaje nauczyciel: - Wiem, że wszyscy są nam tam ogromnie wdzięczni za każdą pomoc i że mamy stałe miejsce w ich modlitwie i pamięci. Księża i siostry są ze mną w stałym kontakcie. Cieszę się, że adopcja i chęć pomocy spotyka się z tak ogromnym zainteresowaniem i w naszej diecezji, i w wielu miastach całej Polski - podkreśla Błażej. - Adopcja to chyba najcenniejszy dar materialny - daje możliwość długofalowej, systematycznej pomocy, dzięki której dzieci mogą się uczyć, rozwijać swoje zainteresowania. Jeden z moich "synów", Brian z Laare, jest bardzo zdolnym uczniem. Zaproponowałem jego mamie i jemu samemu, że jeśli wciąż będzie zajmował pierwszą lub drugą lokatę w nauce, mógłby iść do lepszej szkoły w Chuka. To jednak dość wysoka poprzeczka, dużo wyższy poziom nauki, dyscyplina i… rozłąka z rodziną na trzy miesiące (tyle trwa semestr nauki). Mimo moich wszelkich argumentów, które mogłyby go zniechęcić, twardo stał przy swoim: chcę iść do tej szkoły.
Żywność zaraz pojedzie do najbardziej potrzebujących
Błażej Jaszczurowski
Błażej już kupił bilet na kolejny wakacyjny wyjazd do Kenii. - Każdy wyjazd mnie czegoś uczy - kiedy odwiedzam domy, kiedy pomagam im w matematyce, spędzam z nimi czas, dużo obserwuję w jakich warunkach żyją, to daje do myślenia - mówi. - Gdy robię dla chłopców ze szkoły prywatne zakupy, mają proste marzenia: plecak, buty, kalkulator, papier toaletowy, przybory szkolne. I oczywiście słodycze - zwykłe herbatniki i lizaki.
Transport nowiutkich materacy rusza do potrzebujących
Błażej Jaszczurowski
Ktoś zapytał Błażeja, czy nie łatwiej pieniądze zebrane na pomoc misjom przelać na konto wybranej fundacji. - Może i łatwiej, ale ja się przekonuję, że realny kontakt przynosi dużo więcej - mówi Błażej. - Obecność nas, wolontariuszy powoduje, że dzieci, dorośli spotykają się z realnym człowiekiem. Mogę im pokazać zdjęcia, opowiedzieć o sobie, o ludziach, którzy im pomagają. To już nie jest jakaś "pomoc z dalekiego kraju", od ludzi, których trudno sobie nawet wyobrazić, ale realne spotkanie…
Wygodny materac i słodycze - pełna błogość!
Błażej Jaszczurowski
Błażej dodaje, że ma pewność - pomoc materialna "rodziców adopcyjnych", to nie wszystko. Każdy z nich otacza swoje kenijskie dzieci autentyczna troską, modlitwą i żywym zainteresowaniem jego codziennością.
Kontakt z Błażejem: teachermath@interia.pl.