Niedziela, 11 lutego, 2018r
Hau, Przyjaciele!
Mówią, że to już koniec ferii. No cóż, wracam do porannych drzemek, a dzieci wracają do szkoły. Dzisiaj na pożegnanie świeciło przez kilka południowych godzin mocne słońce. Paulina i Daria zabrały mnie na wyprawę do lasu. Na mojej ulubionej polanie ujrzałam znajomego psa, z którym lubię ganiać w koło. Ma dobrą kondycję, jest bardzo szybki, ale po raz kolejny zwyciężyłam. Poczuliśmy się jak zawodnicy na olimpiadzie. Tyle, że u nas bezwietrznie, nie tak zimno i jeszcze słonecznie. Mam więc złoty medal w biegach w koło w kategorii psów średniej wielkości. Zziajani przyglądaliśmy pewnemu chłopakowi, który wyrąbywał kawały lodu i błagał swoją mamę, by mógł te skarby załadować do reklamówki. Dziewczyny przyglądały mu się zdumione, a on wyjaśniał, że w łazience urządzi warsztat rzeźbiarski, że z pomocą dłuta i młotka wykona ciekawą rzeźbę. Młode entuzjastki natychmiast zaczęły chłopakowi pomagać w wydobywaniu lodu, wybierały najpiękniejsze bryły. Wobec tego my, psy, ruszyliśmy w kolejną gonitwę. Byłam zawiedziona, bo tym razem przegrałam. Pies pękał z dumy, ja smętnie zwiesiłam łeb, ale Paulina powiedziała, że i tak jestem świetna. Jednak trzeba się było spieszyć do domu, bo plecaki muszą być spakowane, drobiazgi przygotowane, a najważniejsza jest decyzja, co by jutro ubrać. Ten temat kuzynki wałkowały przez całą drogę powrotną. Mogłam swobodnie węszyć, bo kompletnie nie zwracały na mnie uwagi. Cześć. Astra