Niedziela, 7 stycznia,
Hau, Przyjaciele!
Rodzinka wróciła z niedzielnej mszy, więc podsłuchiwałam, kiedy padnie słowo spacer lub wycieczka. Nic z tego, wszyscy starannie schowali kurtki do szafy, a mi zaproponowano wyjście do ogrodu. Byłam zawiedziona, ale nie mogłam się obrazić, gdyż wyczułam w zachowaniu Pani coś wyjątkowego. Mimo niedzieli ciągle coś porządkowała, chowała do szuflad, poprawiała stroiki, rozkładała na stole najlepszy obrus. A rozumiem, goście, czyli mogę się spodziewać pyszności. Ale Pani do kuchni póki co nawet nie zajrzała. Na stole zamiast talerzy pojawił się krzyż o świece. Kuba zapytał, czy Ala może wpaść na kolędę. A, już rozumiem, pamiętam. Odwiedzi nas dzisiaj ksiądz ministranci. Oni mnie trochę denerwują, po piszą coś na drzwiach, a tu ja pilnuję i nie mam pewności, czy wolno im to robić bez mojego pozwolenia. Ponieważ jednak Pani się nigdy o to nie złościła, to przymykam oko, niech sobie piszą te literki i cyferki. Obiad jedliśmy w kuchni i było niesamowicie wesoło, bo przy Ali rodzice zaczęli wspominać odwiedziny kolędowe ze swojego dzieciństwa, różne zwyczaje, przesądy, przygody, wpadki. Pani powiedziała, że kiedyś księża chodzili tylko rano, a ponieważ rodzice byli w pracy, a dzieci w szkole, to sąsiadka otworzyła drzwi, by mieszkanie zostało pokropione wodą święconą, a modlitwa odmówiona. Honory domu pełnił pies, mały Kajtek. Bardzo mi się ta historia spodobała, ale wolę, że my wszyscy, bez wyjątku witamy księdza. O, już nadchodzi. Cześć. Astra