Hau, Przyjaciele!
Na św. Wojciecha bociany przylatują do Polski, a na św. Bartłomieja- odlatują. Jutro odpust w parafii Darii, jedziemy już na obiad. A dzisiaj rowerowa wyprawa dziewczyn. Chcą sprawdzić, czy okoliczne bocianie gniazda są już puste. Muszą przejechać sporo kilometrów, ale tak się kręciłam, tak dreptałam koło rowerów, że Paulina postanowiła zabrać mnie do kosza. Cała bociania wyprawa ma zostać dokładnie udokumentowana, dziewczyny chcą urządzić wystawę. Pierwsza sesja fotograficzna miała miejsce w Sierakowicach. Gniazdo już puste, właściciele albo na zlocie albo w drodze do Afryki. Zatrzymałyśmy się nad stawami i ruszyła burza mózgów. Bo można do zdjęć dodać mapy ilustrujące trasy bocianich lotów. Można wypisać różne ciekawostki i atrakcyjnie umieścić je wśród zdjęć. No kompletnie nie rozumiem, o co tyle hałasu, po co ekscytować się zwyczajnymi ptakami, które w dodatku opuszczają nas co roku i urządzają sobie dalekie wycieczki. My, psy, tkwimy wiernie przy ludziach, w upale i w mrozie, w każdej sytuacji. Dziewczyny chyba wyczuły moje myślenie, bo nagle zaczęły o tym mówić. O wierności, cierpliwości, uczciwości. Ależ się zrobiło poważnie. Niestety, bociany nadal są podziwiane za posłuszeństwo Bożej woli, za wierność tradycji. Zaczęły snuć rozważania o tym, jak to ludzie na ich miejscu użyliby sprytu, by nie podejmować trudu dalekiej podróży, by szukać różnych sposobów na przetrwanie w kraju. Kamila zaczęła snuć rozważania o drodze św. Jakuba, co mnie znowu zdenerwowało, bo przecież jeśli kiedyś wyruszą na taką pielgrzymkę, to z pewnością nie ze mną. Na szczęście zerknęły na zegarek i zebrały się, bo trzeba sprawdzić kolejne gniazdo, w Kleszczowie. Cześć. Astra.