Hau, Przyjaciele!
Wczoraj nabożeństwo fatimskie, dzisiaj wizyta u cioci, nawet ja pojechałam i czekałam w ogrodzie, aż dziewczyny wróciły z kościoła. Potem spacer do Lasu Łabędzkiego, gdzie jest tyle tajemnych ścieżek, tyle psów, śladów, strumyków. Uwielbiam to miejsce. U nas tylko pola i łąki, a jednak las ma niesamowity urok. Pod wieczór wróciłyśmy zadowolone do domu i nagle, podczas pakowania plecaka na jutro Paulina wpadła w rozpacz. Kompletnie zapomniała o wielkiej powtórce z biologii. Płacz, może nawet histeria, sama nie wiem, jak to określić. Pan bardzo się na córkę zdenerwował. „Już ci gwiazdorstwo uderzyło do głowy, sukces prezentacji przysłonił wszystko.” Pani milczała dyplomatycznie, a zapuchnięta od płaczu Paulina nie miała siły do nauki. „Spoko, siostra, do nocy daleko, dasz radę, Pokaż ten materiał. Masz szczęście, że nie mam nic do nauki, pomogę ci organizacyjnie i przez logiczne myślenie”. Rodzice dyplomatycznie zniknęli w kuchni, a Kuba spokojnie i pewnie wyjął z ręki Pauliny podręcznik, policzył strony do powtórki, spojrzał na zegarek i z wielką mocą powiedział: „do 22.00 będziesz gotowa. No to start.” Nie rozumiałam nic z tego, co przecież słyszałam. On dyktował, ona notowała, potem to czytała, on ją odpytywał, coś tam jeszcze tłumaczył i już następny rozdział. Ale to była współpraca. Na zakończenie Paulina usłyszała radę, by pomodlić się psalmem 30, w którym padają między innymi takie słowa: „Zamieniłeś w taniec mój żałobny lament, Boże mój, Panie, będę Cię sławił na wieki.” Cześć, Astra