Na stadionie w Dortmundzie rozbrzmiewa muzyka z filmu „Gladiator”. Wszyscy wstają i klaszczą. Z boiska schodzi Poldi – gladiator urodzony w Gliwicach.
To jego ostatni mecz w koszulce reprezentacji Niemiec. Właśnie strzelił 49. gola w kadrze. Kopnięta lewą nogą piłka wpadła jak torpeda prosto w okienko angielskiej bramki. „Danke” – niemieckie „dziękuję” pada 22 marca najczęściej. Łukasz Podolski wyjechał z rodzicami z Gliwic jako dwuletni chłopiec. W fussball zaczął grać już na niemieckich boiskach. W swoim imieniu usunął jedną kreskę z pierwszej literki, żeby Niemcom było łatwiej je wymówić. W ich drużynie Łukasz wystąpił w sumie 130 razy. Wiele razy powtarzał, że pamięta, skąd pochodzi. Dlatego nie szalał z radości, gdy zdobywał bramki w meczach z Polską. Poza ligą niemiecką kopał na Wyspach Brytyjskich (w Arsenalu), na Półwyspie Apenińskim (w Interze), na półwyspie Azja Mniejsza (w Galatasaray)… Latem przeniesie się na Honsiu – największą wyspę Japonii, żeby strzelać gole dla drużyny Vissel Kobe. A jeśli Podolski dotrzyma danego kiedyś słowa, karierę zakończy w Górniku Zabrze. Mimo że polskie miasto nie leży ani na wyspie, ani na półwyspie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.