Wiedziała, że w Boliwii jest niebezpiecznie. Tym bardziej chciała tam pojechać – by pomagać dzieciom.
Helena Kmieć pochodziła z Libiąża. Na początku stycznia wyjechała do Cochabamby w Boliwii. Wraz z przyjaciółką z Wolontariatu Misyjnego „Salvator” w placówce prowadzonej przez siostry służebniczki przygotowywały ochronkę dla dzieci. Nie zdążyły jej jednak otworzyć. W nocy z 23 na 24 stycznia włamało się tam dwóch mężczyzn. Jeden z nich zaatakował Helenę. Włamywaczy aresztowano, ale Heleny nie udało się uratować. „Helenka pozostanie dla nas niedoścignionym wzorem radosnej, pokornej, bezgranicznej służby Jezusowi i ludziom. Dzięki Niej wiemy, że prawdziwie święci ludzie żyją bardzo blisko nas” – napisali po jej śmierci przyjaciele z wolontariatu.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.