Hau, Przyjaciele!
Paulina siedziała już pół godziny przy biurku, ale w zasadzie ani się nie uczyła, ani nie pisała, nawet nie czytała niczego. Po prostu tępo wpatrywała się w dal. Zresztą, chyba dopada ją przeziębienie, bo od kilku dni katar tylko się zwiększa, narzeka na ból głowy. Trzasnęły drzwi wejściowe, to przyszedł Kuba z Łukaszem, a za nimi wśliznęła się Jadzia. Byłam pewna, że wybierzemy się na spacer, ale nic z tego. „O rety- jęknęła Jadźka- jeszcze nie wyskoczyłaś z dołka? Niedawno sama pomagałaś innym, a teraz co? Będziesz tak siedziała wpatrzona w okno i czekała na wieczór? Koniec tego, wyciągaj zeszyt z fizyki.” Mam wrażenie, że sama nazwa tego przedmiotu brzmi ostro i przejmująco. Dlatego wspięłam się przednimi łapami na kolana Pauliny, by jej okazać wsparcie. Roześmiała się, potarmosiła mnie i wstała energicznie. „Przypomniały mi się baobaby z „Małego Księcia”. Musiał je codziennie wyrywać, bo inaczej rozerwałyby jego małą planetę. Czuję, że braki z fizyki zaczynają przybierać u mnie rozmiar baobabu”. Jadzia już rozkładała książki i zeszyty, jakieś luźne kartki i stwierdziła sucho: „Ty mnie humanistycznie nie rozmiękczaj, bo mam ścisły umysł i nie ze mną takie numery. Siadaj i zaczynamy”. No i siadły, skupiły się na fizyce, zapomniały, że warto by coś zjeść, z czego byłam bardzo niezadowolona. Baobab głodu zawisł nade mną. Na szczęście do mieszkania weszła Pani, więc pomknęłam za nią do kuchni. Cześć, Astra