Henri Lerolle – słyszeliście o kimś takim? Ja do niedawna nie słyszałem, tylko czytałem. Usłyszałem, gdy sam powiedziałem na głos: „Ąri Lerol”.
Jak widzicie, powiedziałem inaczej, niż było napisane, bo to Francuz był. A z Francuzami już tak jest, że mnóstwo liter marnują. Piszą znacznie więcej liter, niż wymawiają. Teraz już i wy macie szanse usłyszeć o tym malarzu (bo to był, oczywiście, autor tutejszego obrazu), o ile wypowiecie głośno jego nazwisko lub poprosicie kogoś, żeby to zrobił w waszej obecności. Ale my tu gadu-gadu, a obraz stygnie. Zatem – do obrazu marsz. Co widzimy? Ano Boże Narodzenie. Jest Maryja z Dzieciątkiem i jest Józef. I pasterze są, a z nimi owce. Po prawej widać też osła stojącego nad czymś w rodzaju żłobu. Więc wszystko jest jak trzeba – stajenka jak się patrzy. Tyle że klimat jakiś taki jakby mało świąteczny, prawda? Obraz trochę mało kolorowy, dosyć ciemny i przez to jakby smutny. Krótko mówiąc: nie jest przyjemne to pomieszczenie. No tak – ale przez to jest prawdziwsze, bliższe temu, jak było naprawdę w betlejemskiej stajni. Kto był w Betlejem i zszedł do groty Narodzenia Pańskiego, wie, że to grota właśnie. Taka większa rozpadlina w skale właściwie. Gdyby nie te wszystkie złocenia, obrazy i cenne tkaniny, które pojawiły się tam za sprawą wyznawców Chrystusa, byłoby tam zupełnie niemiło. Tylko że Pan Jezus przyszedł na świat właśnie w takich warunkach. Tak więc obraz Henriego Lerolle’a chyba oddaje klimat prawdziwego Bożego Narodzenia. Pewnie były też jakieś nadzwyczajne znaki, wskazujące na niezwykłość całego wydarzenia i jego głównych postaci. Tę nadzwyczajność malarz jednak uwzględnił: wokół głowy Dzieciątka i Maryi widać promienie. Są namalowane dość dyskretnie, ale to wystarcza, żeby dostrzec, że to nie są zwykłe osoby. Ale ogólnie nie ma tam fanfar i świecidełek. I to mi się w tym obrazie podoba. Prawdę powiedziawszy, wolałbym oglądać święte miejsca w takim stanie, w jakim one były, gdy działo się tam to, co sprawiło, że chcemy je odwiedzać. Rozumiem, oczywiście, że to w „realu” niemożliwe, ale obraz pokazuje „real” sprzed wieków. A wtedy stajnia była stajnią, nie obwieszonym kosztownościami pomieszczeniem. To w takim miejscu urodził się Pan Jezus i tam przyszli pasterze. Pewnie wiedzieli, że dzieje się coś wyjątkowego, ale wiedzieć to niekoniecznie widzieć. Oni wyczuwają nadzwyczajność wydarzenia, dlatego stoją w pewnej odległości, przyglądając się ciekawie Świętej Rodzinie, niepewni, czy mogą podejść. Tak czy owak obraz Lero- lle’a uważam za ciekawy i wart pokazania. No i starczy. Jeszcze tylko, nawiązując do obrazu, życzę Wam, żebyście zauważyli Pana Jezusa narodzonego także tam, gdzie się Go nie spodziewacie. A jeśli chodzi o fałszerstwa, to ich w obrazie jest 8.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.