Hau, Przyjaciele!
Jeszcze na półeczkach stoją baranki, z doniczek zerkają na mnie kurczaki, na które mam wielką ochotę. Ech, tak bym chętnie wyjęła te puchate maluchy i rozerwała na strzępy. Może wtedy Pani kupiłaby kudłate pieski i wetknęła w donice? Byłoby o wiele ładniej. Tymczasem Pani próbuje utrzymać świąteczny porządek, czego rodzina kompletnie nie rozumie. Wczoraj doszło do mocnej wymiany zdań z Kubą, który zarzucił mamie, że dla niej sensem życia jest idealny ład, że gubi w tym radość życia, że zadręcza rodzinę i sama nie wiem, co jeszcze. Oj, ich głosy były coraz bardziej podniesione, syn też usłyszał wiele gorzkich słów, więc skończyło się mocnym akordem trzaśnięcia drzwiami. Wskoczyłam szybko na parapet kuchennego okna i ujrzałam, jak Kuba w ostrym tempie odjeżdżał rowerem w stronę pól. W tym czasie Pani z hukiem przestawiała garnki. Paulina wymknęła się z domu na angielski, a ja leżałam ukryta pod jej biurkiem. Ale i tak mi się dostało. Bo Pani wytrzepała mój kocyk, gdzie ukryłam sobie kilka kości i kawałeczków kiełbasy na ciężkie czasy poświąteczne. Wszystko mi wyrzuciła, gderała, że pies to tylko sierść, brud z łap i zapach ukrytych zapasów. Czy to jakieś przemęczenie poświąteczne? Nagle dzwonek i niespodziewana wizyta babci. Oj, jak długo szeptały w kuchni. Coś tam słyszałam, że babcia nie ma teraz na kim wyżyć swoich złych humorów, bo zabrakło dziadka. Po chwili już się śmiały, więc wsunęłam się nieśmiało do kuchni i zaraz usłyszałam przeprosiny. Z Kubą też sobie Pani wszystko wyjaśniła, kapnęły nawet pojedyncze łzy. Cześć, Astra