Hau, Przyjaciele!
Byłam wczoraj sama w mieszkaniu, gdy usłyszałam jakiś podejrzany szmer na klatce schodowej. Podniosłam niesamowity jazgot, aż zachrypłam. Wydobyłam ze swojego gardła tylko wściekłości, że sama się siebie przestraszyłam. Dźwięki ucichły, ale wyczułam, że intruzi zbliżają się do furtki. Dopadłam więc do kuchennego okna, które na szczęście wytrzymało mój napór i nie pękło od niego ani od natężenia hałasu. Dwa młodzi chyba mężczyźni zgrabnie przeskoczyli przez płot i spojrzeli z nienawiścią w moją stronę. Dobrze, że nie wyzionęłam ducha z poziomu agresji, ale jednak coś się stało- doniczka z pięknym, białym fiołkiem alpejskim upadła, ziemia rozsypała się dokoła. Ależ mi było przykro, a najgorsze, że nikt się nie dowie o mojej bohaterskiej obronie domu i mieszkania. Pierwsza do domu wpadła Paulina. „Rety, Astra, czy ty coś słyszałaś? Ktoś się chyba do nas włamał, klamka leży na podłodze, zamek rozwalony.” Szczeknęłam na potwierdzenie. Paulina już wybierała numer do Pana, gdy ujrzała ziemię na podłodze. „No nie, tu złodzieje próbują się wkraść do mieszkań, a tym wywalasz doniczkę? Zgłupiałaś?”- usłyszałam ostry wyrzut, ale nic więcej, bo dziewczyna relacjonowała ojcu sytuację. Dopiero po kilku godzinach Pan połączył fakty i domyślił się, dlaczego doniczka upadła. Usłyszałam cichutkie przepraszam wyszeptane prosto do ucha. Cześć Astra