Hau, Przyjaciele!
Mieszkanie tak lśni i śmierdzi środkami czystości, że całą sobotę spędziłam w ogrodzie. Ale zgodnie z moim postanowieniem nie narzekam, tylko cieszę się z każdego drobiazgu. Oto mogłam biegać wzdłuż płotu i popędzać marianki, które co kilka minut donosiły coś z plebanii do kościoła. Mężczyźni ociosywali pnie sporych choinek, które z trudem wpychali przez drzwi. Radosna atmosfera przygotowań dochodziła chyba do końca ulicy, bo nagle wszyscy przechodnie mieli zadowolone miny. Ale najlepsze czekało mnie pod wieczór, gdy poczułam zapachy pieczonego mięsa, gotowanej kapusty. Zajęłam moje najlepsze miejsce i tylko czekałam, czy coś kapnie, spadnie lub po prostu zostanie mi podsunięte. Przyjechała Babcia, potem doszła Paulina i w kuchni zrobiło się tłoczno oraz wesoło. A Pan z Kubą przywieźli choinkę, która czeka w piwnicy na wniesienie do mieszkania. No i nagle przypomniałam sobie zeszłoroczne Święta i te sprzed dwóch lat, bo dalej pamięcią nie sięgam. Jedno wiem, że bardzo się cieszę i nic mi tej radości nie zamąci. Cześć. Astra