Wczytuję się w list św. Jakuba i to mnie właśnie tak dołuje, ze ja jestem taka beznadziejna. Tam są konkrety, zgadzam się z nimi, ale tak trudno wprowadzić je w życie. Nastolatka
Spójrz na autora. On sam, gdy przyszło iść do Ogrodu Oliwnego, to przecież spał, a potem uciekł. Nie stać go było nawet na to, by jakoś chyłkiem obserwować, co się dzieje z ukochanym Mistrzem. Cała późniejsza moc trwania w wierze to efekt zesłania Ducha Świętego. No i o to chodzi- byśmy zrozumieli, że sami mamy wielki problem z doskonaleniem się, że potrzebujemy pomocy z góry. Wiem, że w tym liście jest kawa na ławę. Wskazania św. Jakuba, podobnie jak te z kazania na Górze wygłoszone przez Pana Jezusa to jasne wskazówki. To ideał. A my idealni nie jesteśmy. Możemy do ideału dążyć, możemy się starać, a wyjdzie jak wyjdzie. Bo moim zdaniem podszeptem szatańskim jest przekonanie o swojej beznadziejności. Z jednej strony prawda, jesteśmy beznadziejni w różnych zachowaniach, ale to nie znaczy, że niegodni Boga, Jego Miłości, Jego opieki. Między teorią a praktyką daleka droga. Teorię znamy, a nasze życie to próby, nieudolne próby wprowadzenia teorii w czyn. Nie wolno się zniechęcać. Każdy nowy dzień, to nowa nadzieja, że się uda. Wczoraj byłam na pięknym nabożeństwie. Były rozważania, które potem krótko skomentował ksiądz. Że tak widzimy świat, jacy sami jesteśmy, jak siebie postrzegamy. I dał drobną radę- by na ludzi spoglądać życzliwie, by dostrzegać dobro, by chronić je w sobie. To wcale nie jest łatwe. Ale tak robił św Jan Paweł II, tak zachowuje się papież Franciszek. Na www.wiara jest dobry komentarz- że droga do Boga prowadzi przez spotkania z człowiekiem. Oczywiście, trzeba uważać, by za bardzo się nie usprawiedliwiać, ale jednocześnie lektura Biblii nie powinna sprawdzać się do tego, że się tak dołujemy. Jesteśmy Dziećmi Bożymi. Umiłowanymi
Zadaj pytanie: