Hau, Przyjaciele!
Paulina wróciła ze szkoły zamyślona. Nie było serdecznego powitania, otwierania lodówki, chociaż nie zapomniała o spacerze. Na miedzy wyczułam obecność Tobiego, uroczego kundelka należącego do jednej z koleżanek- Natalii. Przywitaliśmy się serdecznie, urządziliśmy zaraz szalone gonitwy, w tym te najlepsze w kółko po ugorach. Nie ma nic lepszego, nie rozumiem, dlaczego ludzie nas w tym nie naśladują. Poprawi każdemu humor i utrzyma kondycję. Niestety, dziewczyny snuły się wolnym krokiem, a miny miały raczej ponure. Na Żołędziowej Górce usiadły, jakby się czymś bardzo zmęczyły. Co innego my, zziajani, mieliśmy do tego pełne prawo. Natalia mówiła akurat, że było jej tak przykro i wstyd, gdy po religii koledzy zaczęli się wyśmiewać z ich chodzenia do kościoła, z tego, że są mariankami i noszą śmieszne stroje, nazwali je naiwnymi, dziecinnymi. Postawiłam uszy na sztorc, by lepiej słyszeć, bo chyba one ciężko to przeżyły. Nawet nie to nabijanie, ale fakt, że nie potrafiły bronić swojej wiary, powiedzieć coś celnie i tak, by chłopcy się opamiętali. Tymczasem Tobi nie zwracał na ich smutki żadnej uwagi, znowu poderwał się do biegu, więc nie mogłam być gorsza. Zbiegliśmy w dół w pogoni za zającem, którego wcale nie było, wpadliśmy do potoku, trochę się napiliśmy, a potem trzy razy okrążenie Żołędziowej Górki. Gdy dopadliśmy do dziewczyn, one otrzepywały spodnie i śmiały się, że wezmą przykład ze swoich psów, które potrafią się cieszyć chwilą. Rozszczekaliśmy się z Tobim i zaczęły się prawdziwe gonitwy po Wilczych Dołach. Cześć Astra