Hau, Przyjaciele!
Jadę z dziewczynami w góry i bardzo mi się to podoba. Obiecuję księdzu Wojtkowi, że będę pilnowała je na każdym kroku. Z tej wdzięczności nie obraziłam się dzisiaj na rodzinkę, która już o świcie wyjechała na Górę Świętej Anny. Kuba wybrał rower, Paulina też się zastanawiała, ale brat spokojnie jej odradził, bo to będzie męska wyprawa, chłopaki chcą pobić rekord szybkości i obecność młodszej nastolatki bardzo by im przeszkodziła. Ostatnio w rodzinie mniej konfliktów. Ja się nie obraziłam, Paulina też nie, więc brat wyruszył już przed 5.00 rano, a rodzinka dopiero około 8.00. Czas minął mi szybko, to śledziłam wszystkich parafian zdążających na kolejne msze. Byłam więc bardzo zajęta. A gdy w południe wszystko ucichło, to zauważyłam wróble, które przyfrunęły do mojej miski z wodą. Już miałam się rzucić, by je przepłoszyć, ale nagle przypomniałam sobie, jak w górach dziewczyny urządziły maluchom dzień przy studni. Opowiadały o biblijnych spotkaniach przy różnych studniach, poszliśmy też na spacer, by do kilku studni zajrzeć, a potem było rysowanie, budowanie, opowieści i wreszcie zagadki. W takiej sytuacji leżałam tylko i łypałam okiem na bezczelną gromadkę wróbli nieświadomych mojej obecności. Nie tylko, że się napiły, ale jeszcze wykąpały. Cześć. Astra.