Gdy Romka porwał krokodyl, dzieciom nie wolno było odtąd nawet zbliżać się do rzeki.
Ponad 70 lat temu po niewoli wojennej w mroźnej Syberii tysiące Polaków, przeważnie kobiety i dzieci, trafiło do Afryki. Byle dalej, jak najdalej od Związku Sowieckiego i makabrycznych obozów stalinowskich, gdzie zmuszano ich do niewolniczej pracy, gdzie wyczerpani i głodni żyli nadzieją na wyzwolenie. Nadzieja przyszła razem z generałem Andersem, który wraz ze swą armią armią wyprowadził z sowieckiej Rosji ponad 40 tysięcy ludzi. Około 18 tysięcy polskich przesiedleńców z Sybiru w Afryce utworzyło ponad 20 osiedli. Założono polskie szkoły (podstawówki, gimnazja, licea), a w Tanganice (obecnie Tanzania) powstała nawet szkoła muzyczna. Były szpitale, przychodnie, przedszkola, kościół katolicki, cerkiew prawosławna i żydowska synagoga. Rozwijało się harcerstwo, kluby sportowe, w Ugandzie nad Jeziorem Wiktorii powstał nawet teatr. Choć to wciąż mało znana historia, jej ślady do dziś istnieją na afrykańskiej ziemi. Siostry Danuta Sedlak i Halina Machalska, pani Janina Bezkorowajna i pan Artur Woźniakowski o swoim niezwykłym i niełatwym dzieciństwie opowiadają chętnie, nie tylko wnukom. Zależy im, by pamięć o Sybirakach w Afryce przetrwała.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.