Hau, Przyjaciele!
Co za dziwna sobota. W nocy i rano ulewa. Uznałam, że czeka mnie leniwy dzień, snucie się po mieszkaniu, co najwyżej gryzienie mojej nowej kości, którą wczoraj dostałam w prezencie. A jednak gdy Pani wróciła ze sklepu, to zwróciła uwagę, że już nie pada. Potem kolejno każdy to powtarzał i wreszcie zabraliśmy do samochodu Marysię i pojechaliśmy na grzyby. Jeszcze nigdy ich nie widziałam w takiej ilości, o tak różnych kolorach. Nie rozumiem, dlaczego ludzie tak się nimi ekscytują. Cała rodzina była zaaferowana, nad niektórymi okazami długo dyskutowali, gratulowali sobie zbiorów. Czy nie ciekawsze są ślady, zwierząt, patyki i norki? Wróciliśmy z pełnymi koszami i w dobrych humorach. Kuba nerwowo kręcił się po mieszkaniu, bo wybierał się z kolegami na mecz siatkówki, a właściwie do strefy kibica w Katowicach. Kolejne dziwne ludzkie fascynacje. Właśnie słodko drzemałam przytulona do Pauliny, gdy wiadomość o wygranym przez Polaków meczu ukazała się na pasku w dole ekranu i jednocześnie zadzwonił Kuba. Koniec spania, ale to nic, bo jutro czeka nas istne szaleństwo. A może całą rodziną pojedziemy do Katowic?