Hau, Przyjaciele!
Zaświeciło mocne, wiosenne słońce, leżałam leniwie pod brzozą, której listki są coraz to większe, gdy Paulina wróciła ze szkoły z grupą koleżanek. Bardzo to lubię, bo zawsze odbieram wówczas hołdy i komplementy, a głaskanie zdaje się nie mieć końca. No i hojne poczęstunki. Dziewczyny z racji pogody rozsiadły się w altanie. Na stole rozłożyły brystol, farby, mazaki, nożyczki, kolorowy papier, szmatki, włóczki. Zarówno one jak i ja byłyśmy w doskonałym nastroju. Dlatego porwałam w zęby kłębek białej wełny, który potoczył się na trawę. Ależ podniosły krzyk. Bo to potrzebne do wycinanych skrzętnie owieczek i baranków. Będą kukiełki! W ogrodzie już pojawiły się maluchy pani Hani, którym dziewczyny naprędce wycięły różne zwierzaki i pokazały, jak można bawić się w teatr. A same skupiły się na Dobrym Pasterzu i zagubionej owcy. Bo w poniedziałek zaczynają się szkolne rekolekcje i ich klasa wystawi tę znaną przypowieść. Dowiedziałam się też, że następny tydzień będzie wielki. Jestem pewna, że wnet zrozumiem, skąd takie określenie. Cześć. Astra