Hau, Przyjaciele!
Pewnie świętowaliście do północy chociaż, co? Ja w tym właśnie czasie ukrywałam się w łazience i żadne argumenty do mnie nie przemawiały. Mało tego, rodzina doprowadzała mnie tej nocy do szału, bo wychodzili do ogrodu, wychodzili na balkon, byle podziwiać te paskudne petardy. Co prawda, nie mam prawa narzekać. Bo młodzież bawiąca się w salce parafialnej uznała, że w okolicy mieszka tyle psów, że nie ma sensu je stresować, zaś pieniądze przeznaczone na fajerwerki lepiej przeznaczyć na inny cel. Mieszkańcy naszego domu to nawet przez chwilkę nie myśleli o strzelaniu. A jednak i tak było głośno i niebezpiecznie. Ale wiem, że moje problemy się skończą. Jedno znajomi przyszli do nas z bardzo starym psem. Przywitał mnie, wylizał do czysta moje miski, zerkając na mnie bezczelnie, a potem położył się na boku pod stołem i absolutnie nie czuł żadnego zagrożenia. Podobno mało co słyszy. Ale węch ma dobry. Gdy tylko na stole pojawiały się nowe potrawy, wstawał, jęczał, domagał się przysmaków. No i uważał, że moja miska to jego miska. Nigdy jeszcze nie spotkałam tak starego psa. Starałam się być gościnna, uprzejma, ale przy bigosie warknęłam zdecydowanie i ja pierwsza się najadłam. Niech narzeka na młode psy, że są niewychowane, trudno. Dzisiaj wszyscy odpoczywamy, a jutro podobno życie wraca do normy na długi, długi czas. Hm, ja już zapomniałam, na czym ta norma polega. A Wy? Cześć, Astra