O życiu dzieci w Republice Demokratycznej Konga i opowiada misjonarz, ojciec Marek Pasiuk, pallotyn.
Mały Gość: W Polsce niedługo wyruszą kolędnicy misyjni. Czy w Kongu dzieci też śpiewają kolędy? o. Marek Pasiuk: – Oczywiście, kolędy w afrykańskich językach są piękne i żywe. Ludzie kochają Boże Narodzenie, bo to święto rodzinne. A rodzina w Afryce jest święta. Ojciec jest dumny kiedy na przykład ma 10 dzieci. Ale w Demokratycznej Republice Konga nie będzie takich świąt jak u nas? – Trwa kolejna wojna domowa w tym kraju. Różne bandy napadają i okradają zwykłych ludzi. Ludzie się boją. Nawet żołnierzom nie mogą ufać. Oni też kradną, bo nie dostają wypłaty. Inne problemy to przekupstwo, choroby (malaria, AIDS, cholera). Ludziom brakuje wody. Piją z kałuży, a potem chorują. Ze wsi uciekają do miast. Nie mają nic. Najgorsze jest to, że te bandy werbują dzieci. A chłopcom imponuje, jak dostaną karabin. Myślą, że mają władzę. Dowódcy to wykorzystują. Dzieci-żołnierze to najtragiczniejsze ofiary konfliktów w Afryce. Jak wygląda codzienne życie dzieci w Kongu? – Wstają o 5.30. Nie jedzą śniadania, bo nie ma takiego zwyczaju. Jeśli chłopcy są ministrantami, to na 6.30 przychodzą służyć do Mszy. Potem idą do szkoły. Zawsze mają apel i śpiewają hymn państwowy. Do domu wracają ok. 16 lub 17. I wtedy dopiero pierwszy raz jedzą. Coś w rodzaju obiadu. Co jedzą na obiad? – Kapustę, fasolę, ziemniaki, owoce, banany. Kobiety pieką ciastka bananowe, robią placki czapati, podobne do naleśników albo papkę ugali, którą bierze się rękami i macza w sosie z ryb. Są też tufu, to takie kulki pieczone, podobne do pączków. Mięso jedzą rzadko. Wszystkie dzieci chodzą do szkoły? – Tylko jedna trzecia. Głównie chłopcy. Dziewczynki mają być matkami. Dzieci dużo pracują. Od 6 tej rano do południa, bo potem jest za gorąco. Za pół dolara pasą w polu krowy lub kozy. W Ruchuru, gdzie pracowałem, jest elektrownia. Wieczorem chodzą tam dzieci i uczą się pod lampami, bo w domu nie ma światła. Czego im najbardziej potrzeba? – Dzieci nie mają podręczników, nie mają się gdzie uczyć. W klasach jest ich ok. 50. Uczniowie muszą się składać na pensję dla nauczyciela. Jeśli rodzice nie płacą, to zdarza się, że nauczyciel wyrzuca ucznia ze szkoły. Jak możemy pomóc dzieciom w Kongu? – Po pierwsze modlitwą. Z niej wyrosną i powołania misyjne, i pomocnicy misji. Ludzie tam naprawdę potrzebują pomocy. My na przykład zbieramy stare telefony komórkowe, które potem skupują inne firmy. Pieniądze z tego idą na misje. Warto wiedzieć, że koltan potrzebny do produkcji komórek, wydobywa się właśnie w Kongu. Misjonarze pomagają sierotom, których po wojnach jest sporo i organizują adopcje serca. Rodziny z Polski, płacąc 15 euro miesięcznie, pomagają jakiemuś dziecku skończyć szkołę. Piszą listy do tych dzieci, one odpisują. Poza tym dostarczamy im jedzenie, buty, ubrania, lekarstwa. To zawsze jakiś konkret.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.