Tego jeszcze nie było. Po raz pierwszy cztery osoby stanęły zimą na ośmiotysięczniku. Na niezdobyty o tej porze roku szczyt Broad Peak (8051 m) wspięli się we wtorek: Tomasz Kowalski, Adam Bielecki, Artur Małek i nestor polskiego himalaizmu Maciej Berbeka.
Wczoraj polscy wspinacze dokonali historycznego czynu, a dziś walczą o życie. Dwóch wspinaczy uznano za zaginionych. - Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski mogli wpaść do szczeliny, to możliwe wytłumaczenie braku z nimi kontaktu - uważa Artur Hajzer, kierownik programu "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015". - Od godz. 4 polskiego czasu nie mamy kontaktu z dwoma himalaistami, którym we wtorek po zdobyciu szczytu Broad Peak nie udało się dotrzeć do obozu IV. Wiemy, że byli bardzo zmęczeni - to najnowsze wieści z wyprawy polskiej grupy, przekazane Tvn24.pl przez Artura Hajzera.
Uczestnicy wyprawy Polskiego Związku Alpinizmu byli pełni wiary, że staną na wierzchołku od samego początku. Wspominali o tym od chwili, gdy tylko zostali wytypowani na wyjazd w Karakorum. Natomiast kierownik ekspedycji Krzysztof Wielicki zapowiadał, że będą się modlić o dwa dni okna pogodowego.
W połowie lutego nie powiodły się dwa ataki. 29-letniego Bieleckiego (KW Kraków) i 33-letniego Małka (KW Katowice) zastopowała na wysokości 7820 m szczelina, a 58-letniego Berbekę (KW Zakopane) i 27-letniego Kowalskiego (KW Warszawa) zmusił do odwrotu po pięciu godzinach wspinaczki huragan. 62-letni Wielicki (KW Katowice) zapowiedział wówczas, że następny atak nastąpi jak tylko zmaleje siła wiatru.
Bielecki wspomniał, że w ostatnich dniach w bazie (4900 m) trwała burza mózgów, tak gorąca, że "spod czapek się dymiło". Wyprawa znalazła się w najtrudniejszym momencie - w momencie podejmowania taktycznej decyzji. Przed kierownikiem było bardzo trudne zadanie - wybór opcji ataku.
"Musiałem wykonać ruch ostatniej szansy. Dylemat godny był szekspirowskiego dramatu: Iść czy nie iść? Ryzykować czy dać sobie spokój? Oto było pytanie!" - przyznał zdobywca Korony Himalajów i Karakorum. A Berbeka dodał, że po dyskusjach trzeba się było wyciszyć. Najlepszym sposobem była gra w szachy.
Zima pogroziła już wcześniej uczestnikom wyprawy. 6 lutego wiatr całkowicie zniszczył drugi obóz na wysokości 6200 m. „Gdy dotarliśmy na miejsce nie było namiotu, śpiworów, karimat, żywności, maszynek. Zachowała się jedynie składana łyżka i 200 g cukru w plastikowej torebce. Na sznurku wisiał również niezniszczalny papier toaletowy. Poza tym nie było nic. Nawet starą koreańską poręczówkę wywiało gdzieś za grań" – przypomniał Kowalski.
W końcu Berbeka, Bielecki, Małek i Kowalski, wspomagani przez Pakistańczyka Karima Hayyata wyszli w niedzielę 3 marca o świcie z bazy rozpoczynając ponowny atak szczytowy. Nie mogli sobie pozwolić na żadne odstępstwo od ustalonego wariantu.
"Minusem tej wersji było to, że nie mieliśmy żadnego marginesu bezpieczeństwa, czasowej rezerwy, gdyby coś miało pójść nie tak, jak np. zmiana pogody w stosunku do prognozy, zwiane depozyty obozowe itp. Ale stanęliśmy pod ścianą. Nie było miejsca na improwizacje i ewentualny plan B. W środę 6 marca okno pogodowe się zamyka. Dostaliśmy od niebios wybłagane dwa dni dobrej pogody" - zaznaczył Małek.
Uczestnicy nie bardzo chcieli się dzielić na dwa zespoły, tak jak poprzednio. Uważali, że działając razem mają największe szanse na sukces. "W jedności siła!" - z takim hasłem ruszyli. Noc z niedzieli na poniedziałek spędzili w odbudowanym drugim obozie, a z poniedziałku na wtorek w czwartym, szturmowym, na wysokości 7400 m.
Lodowi wojownicy, jak zostali nazwani wcześniej, wyszli do decydującego ataku o świcie. Po blisko sześciu godzinach pokonali niebezpieczną, drugą szczelinę na wysokości ok. 7850 m, która zagradzała drogę do przełęczy na 7900 m i dalej w kierunku wierzchołka. Potem były dłużące się godziny milczenia. Nie było żadnego kontaktu, aż wreszcie Wielicki zameldował Hajzerowi, kierownikowi projektu "Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015", nad którym patronat sprawuje prezydent Bronisław Komorowski, o wykonaniu zadania: czwórka jest na szczycie.
Na dziesięć spośród 14 ośmiotysięczników jako pierwsi wspięli się Polacy, w tym na jeden z Włochem Moro. Niezdobyte pozostały jeszcze dwie góry - Nanga Parbat (8126 m) i osławiona K2 (8611 m).