Hau, Przyjaciele!
Nie napisałam ani literki podczas Świąt, bo taki panuje u nas zwyczaj. Nikt nie otwiera komputera. Gdy rodzina zaczyna kolędowanie po rozdaniu prezentów, to śpiewają bez końca. Spodobała mi się ta tradycja, bo wszyscy siedzą w kole, zmieniają się najwyżej osoby przy instrumentach. Jeszcze przed Pasterką przyszli sąsiedzi i chór zgodnie i wesoło wyśpiewywał świąteczną radość. Potem kolędowy koncert życzeń. Od najstarszego do najmłodszego każdy mógł sobie zażyczyć jedną kolędę. Ile było przy tym śmiechu. Podobają mi się takie wolne, kołysankowe, bo zaraz zaczynam drzemkę. Dzieci rozsiadły się na dywanie, ciągle ktoś mnie głaskał, więc poczułam się faktycznie jak w niebie. Pani Maria z Babcią i Dziadkiem śpiewali nawet w innym języku, co mój delikatny słuch nieco drażniło i stawałam się czujna. Kolejne dni przyniosły nowe koncerty kolęd. Gdy ciocia brała do ręki skrzypce, to starałam się zatykać uszy, bo wysokie dźwięki tego instrumentu mnie bolą. Wszyscy to zauważyli, więc ciocia chwyciła gitarę. Ten instrument zaciekawił młodzież. Paulina i Kuba stwierdzili, że muszą się nauczyć grać. Nawet umawiali się z ciocią na lekcje. Właśnie rozgorzała rozmowa na temat muzyki, gdy mała Karolinka chwyciła smyczek i wydobyła ze skrzypiec takie dźwięki, że zawyłam jak raniona sarna. Ciocia przejęła instrument, maleńka dostała grzechotki, wujek chwycił gitarę i kolędowano u nas do późna. Jednak po tak intensywnych świętach zarówno dzieci jak i ja marzymy o jednym- o bardzo długim śnie. No tak, ale ja wstałam pierwsza i dzięki temu dorwałam się do komputera. Cześć, Astra