Ksiądz Stanisław Góra siedział na podłodze i płakał. Przyjechał z Polski do Pragi przedwczoraj w nocy i wyglądało na to, że nikt go tu nie chce. Mieszkanie wyglądało strasznie – zimne, odrapane, zapuszczone. Zresztą co to za mieszkanie, gdzie nie ma żadnego sprzętu.
Na dodatek właśnie dzisiaj mijały jego trzydzieste urodziny. – Dobri den! – rozległo się nagle od drzwi. To starosta z żoną przyszli na plebanię odwiedzić pierwszego od wielu lat „pana fararza”, czyli proboszcza. – Co się stało? – zaczęli się dopytywać, widząc jego zaczerwienione oczy. Wysłuchali, rozejrzeli się po go łych ścianach, a potem kupili mu łóż ko i lodówkę. Nie byli wierzący, wtedy jeszcze nie byli.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.