Czwarta minuta meczu. Szymkowiak dostaje piłkę, zamyka oczy i strzela z 25 metrów. Piłka lekko ociera się o słupek i… wpada do bramki. Mirosław Szymkowiak jest szczęśliwy. Podnosi koszulkę i pokazuje kibicom, komu dedykuje gola.
Po remisie z Węgrami w Chorzowie Mirosław Szymkowiak powiedział: – Jeszcze nic straconego, wszystko można nadrobić. Pierwszy krok został zrobiony w wygranym 5: 0 meczu z San Marino. Pierwszą bramkę, w 4. minucie zdobył właśnie Mirosław Szymkowiak. Po pięknym strzale z 25. metrów piłka wylądowała w bramce przeciwnika. Szymkowiak był wniebowzięty. Podniósł meczową podkoszulkę i kibice zobaczyli napis: „Dla mamy i taty”. – Po raz pierwszy w życiu – mówił potem piłkarz – założyłem pod koszulkę meczową podkoszulek z takim napisem. – Radość po strzale była ogromna. W takich momentach się nie mierzy. Zamyka się oczy i wali z 25 metrów – dodał jeszcze. Żałował tylko rzutu wolnego, kiedy piłka trafiła w słupek. – Ale to i tak lepiej – pocieszał sam siebie. – Dotąd strzelając z rzutu wolnego zawsze trafiałem w mur przeciwników. – Następnym razem piłka na pewno wpadnie do bramki.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.