Eleni * Jan Budziaszek
Eleni
piosenkarka
fot. PAT
Eleni
piosenkarka
Przeżyłam osobistą tragedię. W styczniu 1994 roku straciłam jedyną córkę. Afrodyta miała wtedy 17 lat. Była uczennicą liceum plastycznego. Jej były chłopak, 20-letni Piotr, zazdrosny o Afrodytę, która z nim zerwała, zaprosił ją na spacer, zawiózł do lasu nad jezioro i tam zastrzelił. Kiedy dowiedziałam się o tym wydarzeniu, w pierwszym odruchu zadzwoniłam do matki chłopca, który zabił moją córkę. Ona przecie ż też w jakiś sposób utraciła dziecko. To była i jest tragedia dwóch rodzin. Piotra znaliśmy bardzo dobrze.
Często przychodził do nas na obiady. Nigdy nie nazwałam go mordercą. Przebaczyłam mu od razu, nie czułam do niego nienawiści, żalu, chęci zemsty. To prawda, że kiedy zginęła Afrodyta, cały mój świat się zawalił, ale wtedy długo i szczerze rozmawiałam z Bogiem o tym, co się stało. W pewnym momencie poczułam spokój.
Ludzie nie mogli zrozumieć, kiedy wybaczyłam zabójcy mojej córki. Ja nie mogłam inaczej. Nie umiałabym żyć z nienawiścią w sercu. Tego nauczyli mnie rodzice. Często mi powtarzali: „Nawet jeśli ktoś cię skrzywdzi, wybacz, bo on tak naprawdę nie wie, co robi. Trzeba wyjść temu człowiekowi naprzeciw”. Pamiętam takie sytuacje, kiedy moi rodzice starali się wytłumaczyć czyjeś niewłaściwe zachowanie. Między bólem a przebaczeniem jest różnica.
Bólu nie można zlikwidować, to taki nieutulony żal. Przebaczenie jest czymś innym. Przebaczyć, to nie znaczy zapomnieć. Przebaczenia trzeba się uczyć. Wybaczać małe przewinienia innym. Nie szukać ludzkiej sprawiedliwości za zło, które nas spotyka. Myśl ę, że człowiek, który wierzy w Boga, który ma w sobie trochę dobroci, potrafi zrozumieć każdego i mimo wszystko wybaczyć. Potrafi dać drugiemu szansę.
Jan Budziaszek
muzyk
Jan Budziaszek
muzyk
fot. JAN ZYCH
Jechałem do Katowic na spotkanie ze studentami. Obliczyłem, że z Krakowa podróż powinna trwać około godziny. Piętnaście minut przed wyjazdem odwiedziłem jeszcze moją chorą mamę. Na spokojnej uliczce przed oknami jej domu zaparkowałem samochód. Gdy po kilku minutach wyszedłem stamtąd, ku mojemu przerażeniu zobaczyłem wybitą szybę w samochodzie i brak radia. Byłem zrozpaczony. Mój plan „co do minuty” zupełnie się zawalił. Gdybym wtedy złapał tego człowieka, to bym mu pokazał.
O przebaczeniu nawet nie myślałem. Wyjmowałem resztki drobno potłuczonego szkła, gdy podjechał Marek, który chciał zabrać się ze mną do Katowic. – Opatrzność czuwa – pomyślałem. Za chwilę miałem opowiadać o moich przygodach z Panem Bogiem, o radości wynikającej z tego, a w głowie miałem tylko szybę, radio i pytanie: „Dlaczego?”. Spotkanie było zaplanowane po wieczornej Mszy św. Od przeistoczenia nie mogłem się uwolnić od takich myśli: “Samochodem jeżdżę od dwóch lat. Wcześniej, kiedy dużo chodziłem pieszo albo jeêdziłem rowerem, odmówienie trzech części różańca w ciągu całego dnia nie było dla mnie żadnym szczególnym wydarzeniem.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.