Hau, Przyjaciele!
Podobno dzisiaj przypada najsmutniejszy i najdziwniejszy dzień w roku. Chociaż jestem psem, też to czuję. Smutno, bo dzisiaj rodzina jakby zapomniała o lodówce. Owszem, Tobi i ja dostaliśmy nasze puszkowe jedzenie, ale ono się nawet równac nie może z pysznościami z lodówki. Zauważyłam też, że muzyka, którą dzisiaj słuchają dzieci jest strasznie tęskna. Paulina niczego nie gotuje, nikt nie kosztuje wczorajszego pasztetu, więc i nikt nie dzieli się ze mną. Zrezygnowana usiadłam przy oknie. Nieustannym ciągiem ludzie wchodzą i wychodzą do kościoła. Wpadł do nas Łukasz i razem z Kubą opracowywali grafik adoracji przy Bożym Grobie. Jaki Boży Grób. Przecież Pan Bóg nie umarł. Oni się chyba przesłyszeli. Ale potem zajrzała do nas Michasia i opowiadała Paulinie to dawnych wierzeniach, gdy w Wielki Piątek ludzie byli pełni lęku, bo uważali, że GDY Pan Jezus jest w grobie, to wszelkie zło swobodnie działa w świecie. Nie pozwoliłam sobie nawet na krótką drzemkę, gdyż staram się pojąc te dziwne sprawy. Nie wiem, czy mi się to uda. Cześć, Astra