Kapitan stał po kolana w wodzie. Pogięty pancerz wciąż opierał się ciosom włóczni, ale rana w nodze unieruchomiła go w miejscu. Zawsze ostrożny, tym razem przecenił swoje siły. Ferdynand Magellan, odkrywca nieznanej połowy świata, przechodził do historii u brzegów jakiejś głupiej wysepki.
Dwa lata już minęły, odkąd pięć statków króla Hiszpanii opuściło wybrzeże półwyspu Iberyjskiego. Flotą dowodził portugalski żeglarz Ferdynand Magellan. Miał szalony plan dotarcia do Wysp Korzennych (Moluki) nie od zachodu, ale z drugiej strony. Trzeba więc było opłynąć Ziemię. Starzy żeglarze stukali się w głowy. – Przecież drogę zagradzają ziemie Nowego Świata! Tam nie ma przejścia – wydziwiali. Magellan jednak uparł się, że przejście na drugą stronę kuli ziemskiej istnieje i dowiódł tego. Po roku od opuszczenia Hiszpanii, w styczniu 1520 roku, statki wpłynęły w cieśninę, która przeprowadziła śmiałków na bezkresne wody Oceanu Spokojnego. Ani Magellan, ani inni członkowie wyprawy nie wiedzieli, jak długa droga jeszcze ich czeka. „To morze tak wielkie, że duch człowieczy ledwo to może pojąć” – notował kronikarz.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.