Dlaczego Pan Bóg wybiera tylko niektóre osoby, takie jak św. Faustyna? Dlaczego stwarza lepszych i gorszych? Dobrych i złych? To niesprawiedliwe. Marta
Droga Marto
Przed filharmonię zajechała fantastyczna limuzyna. Wysiadł z niej elegancki pan, we fraku i w cylindrze. Biały kołnierzyk, rękawiczki, rozwiany szal. Przeszedł przez pełną ludzi widownię, wszedł na scenę, eleganckim ruchem wyciągnął skrzypce Stradivariusa i zagrał… okropnie. Aż uszy bolały. Po prostu koszmar. Po chwili przed tę samą filharmonię przyszedł obdarty, wychudzony i brudny chłopak. Wszedł na salę, wgramolił się na scenę, wyciągnął okropnie wyglądające skrzypce i zagrał… jeszcze gorzej. Ta historyjka pasuje mi do Twojego pytania, bo Bóg nie stwarza lepszych i gorszych, tylko różnych. Każdy jest inny, ale to nie znaczy, że blondyn jest lepszy od bruneta, albo że ktoś porywczy jest gorszy od flegmatyka. Jak ktoś ma wiele talentów, to nie znaczy, że je dobrze wykorzysta, a jeśli ma ich mało, to również nie znaczy, że uczyni z nich dobry użytek.
Jesteśmy trochę jak biegacze, którzy mają dobiec do tej samej mety, ale startują z różnych miejsc. Kto jest z natury słabowity, dla tego Bóg przewidział krótszą trasę. Umięśnieni sportowcy muszą przebiec dłuższy dystans. To wszystko okaże się po śmierci, gdy przyjdzie zdawać sprawę z ziemskiego życia. W bramie wieczności wszystkim odbiorą to, co uzbierali. Wszystkie talenty z nas opadną, wszystkie tytuły, godności i dyplomy. Tam nikt nie będzie oczekiwał relacji, co kto zrobił, tylko co z tego zostało dobrego. Zapytają tam nie o to, co wymyśliłaś, wyprodukowałaś i ile zebrałaś za to pieniędzy, tylko co z tego wynikło. Nie będzie tam ważne, ilu pacjentów lekarz wyleczył, tylko czy leczył ich z miłością. Nie będzie się liczyło, czy ksiądz mówił w każdym kazaniu „Moi kochani”, tylko to, czy naprawdę tak myślał. U Boga wszystko wygląda inaczej, bo ludzie chcą Mu wyliczać, co zrobili, a On chce wiedzieć, kim się stali.
Tak naprawdę żyjemy dla Nieba i wszystko, co tu robimy, ma sens tylko wtedy, kiedy tam prowadzi. Tam liczy się tylko miłość, i jest obojętne, jaką drogą do niej szłaś. Ważne tylko, żeby to była twoja droga, a nie ta, której komuś zazdrościsz. Bo na cudzej drodze znajdziesz cudze szczęście – nie swoje. Piszesz, że Bóg wybiera tylko niektóre osoby, takie jak Faustyna. Nie, Marto. Taką osobę, jak Faustyna Bóg wybrał tylko jedną – Faustynę właśnie. A wybrał ją, bo – jak sam jej powiedział – już nikogo słabszego i marniejszego nie mógł znaleźć. Wybrał ją nie do tego, żeby najjaśniej świeciła w Niebie, tylko do tego, żeby przekazała światu bardzo ważną wiadomość o tym, jak bardzo Bóg jest miłosierny. Ale to nie z powodu wybrania Faustyna w Niebie jasno świeci, tylko dzięki temu, że w swoim zadaniu była Bogu zawsze posłuszna.
Ale pewnie równie wielka jest tam świętość siedmioletniej Ani, która do końca ściskała w ręku krzyżyk, zanim zmarła na białaczkę. Może też tak samo święty jest stary Józef, który prawie całe życie był portierem, ale wszyscy pamiętają, że zawsze coś miłego powiedział, gdy wydawał klucze. Powiem Ci coś: Pan Bóg wybiera każdego. Ciebie też wybrał. I ma nadzieję, że Mu zaufasz i pójdziesz drogą, którą Ci przeznaczył. Wtedy staniesz się zachwycająca, choć niekoniecznie cały świat już tu się o tym dowie. To zresztą bez znaczenia, bo prawdziwy świat jest głównie po tamtej stronie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.