Rozmowa z księdzem Krzysztofem Tabathem
Ksiądz, jako kapelan w szpitalu, pewnie wiele razy był przy śmierci ludzi?
– Bardzo wiele. Choć nie zawsze mogę być do końca. Po udzieleniu sakramentów muszę iść dalej. Ale często jestem.
Gdyby ci ludzie nie byli chrześcijanami, czy umieraliby tak samo?
– Nie tak samo. Chrześcijanom łatwiej pożegnać się z tym życiem. Są spokojniejsi. Kiedyś nawet pewna umierająca kobieta powiedziała mi: „Bóg może mnie już zabrać. Wszystkie sprawy mam załatwione. Nic mnie tu nie trzyma”. Ona codziennie przyjmowała Komunię świętą.
To znaczy, że szpital może posłużyć nie tylko zdrowiu ciała.
– Pewnie tak. Kiedyś przywieziono człowieka, o którym było wiadomo, że niedługo umrze. Z medycznego punktu widzenia nie miało sensu go wozić i zwykle się tego nie robi. Ale ja potem zrozumiałem, dlaczego ten człowiek do nas trafił.
Dlaczego?
– Zacząłem z nim rozmawiać, a potem on się wyspowiadał – pierwszy raz od wielu lat. Przyjął sakrament chorych i Komunię. Tego samego dnia umarł. Jestem pewien, że Pan Bóg tak zrządził. Medycznego sensu w tym, że się znalazł w szpitalu, nie było. Był sens dużo większy. Przywieziono go tu, żeby pojednał się z Bogiem.
Na wezwanie do chorego idzie Ksiądz zawsze z Komunią?
– Nie zawsze to możliwe, bo często ludzie wzywają do chorych, gdy są już nieprzytomni. Kiedyś wezwano mnie do umierającego kolegi. Dzwoniła jego siostra. „Mam wziąć Komunię?” – zapytałem. Odpowiedziała, że nie, bo brat nie reaguje. Gdy wsiadałem do samochodu, coś mnie tknęło. Wróciłem po Pana Jezusa. Przyjechałem do szpitala, a siostra mojego kolegi siedzi i płacze. „Bo on się ocknął, ale powiedział, że nie chce księdza” – powiedziała. Więc poszedłem do niego nie jako ksiądz, tylko jako kolega. „Cześć” – mówię. On też „cześć”. Wtedy ja: „Przywiozłem ci Pana Jezusa”. „To bym się musiał wyspowiadać” – odpowiedział. Wyspowiadałem go, dałem sakrament chorych i Komunię jako Wiatyk (na godzinę śmierci). W nocy umarł. Gdybym przyjechał bez Pana Jezusa, pewnie odszedłbym od niego tylko jako kolega.
Taka śmierć z Panem Jezusem pomaga bliskim umierającego?
– Bardzo. Któregoś razu przyszedłem do chorej w domu. Dzwoniła jej matka. Kobieta była przytomna i świadomie przyjęła Pana Jezusa. Poprosiłem, żebyśmy się wszyscy pomodlili. Zacząłem Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Gdy skończyłem, ona już nie żyła. Odmówiliśmy „Duszo Chrystusowa, uświęć mnie. Ciało Chrystusowe, zbaw mnie.” No i „Wieczny odpoczynek”. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się, żeby ktoś umarł prawie bezpośrednio po świadomym przyjęciu Komunii. To było bardzo ważne dla rodziców zmarłej. Choć boleją nad rozłąką, do dzisiaj są wdzięczni, że córka miała tak wspaniałą godzinę śmierci.
Czy można wyprosić sobie lub komuś taką dobrą godzinę śmierci?
– Na pewno. Parę lat temu była w szpitalu pani Kazia, starsza kobieta. Wszedłem do jej pokoju, zaczęliśmy rozmawiać, potem udzieliłem jej sakramentu chorych. Powiedziałem, że przyjdę następnego dnia. Ale nazajutrz ona już nie żyła. Kobiety z jej pokoju nie mogły zrozumieć, jakim cudem pani Kazia była przytomna poprzedniego dnia. Bo przed moim przyjściem i po moim wyjściu nie było z nią żadnego kontaktu. Potem dowiedziałem się, że pani Kazia należała do Apostolstwa Dobrej Śmierci. Myślę, że otrzymała łaskę, o którą się przez lata modliła. Rozmawiał Franciszek Kucharczak
* Ksiądz Krzysztof Tabath jest duszpasterzem chorych i służby zdrowia w archidiecezji katowickiej
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.