To było kilka, może kilkanaście dni przed świętami Bożego Narodzenia. Wróciłam z pracy szczęśliwa, że już jestem w domu, że nigdzie nie muszę wychodzić. Tym bardziej że na dworze pogoda była taka, że psa żal wypuszczać. Śnieg z deszczem, przenikliwy ziąb.
Nagle ni stąd, ni zowąd przypomniało mi się, że muszę odebrać zdjęcia. Myśl była tak silna, że wydawało mi się, że to jest najważniejsza rzecz, jaką w tej chwili powinnam zrobić: wsiąść w samochód i pojechać do miasta. Przez moment przyszło małe otrzeźwienie. – Czy to przypadkiem nie za późno? – pomyślałam. – Może jest już zamknięte...
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.