Pod koniec maja 1989 roku na przełęczy Lho La (6026 m) w Himalajach zginęło pięciu członków wyprawy na Mount Everest. Andrzej Marciniak, jako jedyny, ocalał. „Małemu Gościowi” opowiada o tej największej tragedii w historii polskiego alpinizmu
To była moja pierwsza wyprawa w tak wysokie góry. Nie miałem wielkiego doświadczenia. Szczyt mieli atakować lepsi ode mnie. Stało się inaczej. Pozornie bezpieczni Wyszło na to, że na Mount Everest wchodziłem ja razem z Genkiem Chrobakiem. Udało się. Schodząc w dół, na przełęcz Lho La, zauważyliśmy, że zmienia się pogoda. Jednak nic nie wskazywało, że to coś poważnego. W nocy spadło jednak bardzo dużo śniegu. Zachmurzenie ograniczyło widoczność do kilku metrów. Warunki były fatalne. Pogoda raczej się psuła, zdecydowaliśmy więc, że schodzimy. Było nas sześciu. Szliśmy w szeregu pilnując się nawzajem. Brnąc w śniegu, dotarliśmy na krawędź przełęczy. Wiedzieliśmy, że niedaleko są liny. Wystarczyło się wpiąć i pokonać ostatni odcinek. W zasadzie byliśmy już bezpieczni.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.