Abbott Handerson Thayer, „Dziewica” 1893, Freer Gallery of Art, Waszyngton
Czcigodne smoki. Bardzo lubię ten obraz. On jest jak uderzenie pięścią w stół, gdy trzeba się odezwać, a wszyscy siedzą cicho jak trusie. A tak przy okazji, czy ktoś wie, co to są trusie? Gdyby z przodu dodać „s”, to ja bym wiedział, ale strusie raczej cicho nie siedzą. Chyba zresztą w ogóle nie siedzą, bo i za co. Wróćmy do obrazu. Patrzcie, co za siła bije z tych trzech postaci. Siła dziwna, zaskakująca, bo to przecież trójka dzieci, a nie żadni komandosi. Twarze niewinne, ale jest w nich coś zdecydowanego. Nie mają żadnej broni. Chłopiec trzyma tylko kawałek patyka, ale taka „broń” tylko podkreśla bezbronność. Można nią najwyżej mrówkę postraszyć. Mimo tego idą do przodu, jak brygada pancerna. Największa moc bije z dziewczyny w środku. To już prawie kobieta, ale właśnie „prawie”. To jej dotyczy tytuł obrazu: „Dziewica”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.