nasze media Mały Gość 12/2024

Franek Fałszerz

|

MGN 02/2007

dodane 02.05.2012 11:24

Osierocone męstwo

Abbott Handerson Thayer, „Dziewica” 1893, Freer Gallery of Art, Waszyngton

Czcigodne smoki. Bardzo lubię ten obraz. On jest jak uderzenie pięścią w stół, gdy trzeba się odezwać, a wszyscy siedzą cicho jak trusie. A tak przy okazji, czy ktoś wie, co to są trusie? Gdyby z przodu dodać „s”, to ja bym wiedział, ale strusie raczej cicho nie siedzą. Chyba zresztą w ogóle nie siedzą, bo i za co. Wróćmy do obrazu. Patrzcie, co za siła bije z tych trzech postaci. Siła dziwna, zaskakująca, bo to przecież trójka dzieci, a nie żadni komandosi. Twarze niewinne, ale jest w nich coś zdecydowanego. Nie mają żadnej broni. Chłopiec trzyma tylko kawałek patyka, ale taka „broń” tylko podkreśla bezbronność. Można nią najwyżej mrówkę postraszyć. Mimo tego idą do przodu, jak brygada pancerna. Największa moc bije z dziewczyny w środku. To już prawie kobieta, ale właśnie „prawie”. To jej dotyczy tytuł obrazu: „Dziewica”.

Ten tytuł wiele tłumaczy. Dziewica to święte słowo. Określa się tak Maryję, ale też inne osoby, które nie splamiły się grzechem nieczystości. Dzisiaj wielu ludzi wypowiada to słowo ironicznie, ale to właśnie dlatego, że im do czystości dalej, niż matołowi do książki. Dziewczyna z obrazu to Mary – córka artysty. Pozostała dwójka to również jego dzieci Gladys i Gerald. Abbott Thayer – bo tak nazywał się ten amerykański malarz – bardzo je kochał. Miał pięcioro dzieci, ale dwoje z nich zmarło w ciągu jednego roku. Ojciec bardzo ciężko to przeżył, ale tym silniejszym uczuciem otoczył pozostałe dzieci.

ABBOTT HANDERSON THAYER (1849 – 1921)   ABBOTT HANDERSON THAYER (1849 – 1921)
Często je portretował. Występowały w różnych rolach, czasem jako postacie z Biblii, z mitologii albo aniołowie. Ten obraz miał być podobny do innych. Najstarsza córka miała wystąpić w nim jako bogini kwiatów Flora. Jednak krótko przed realizacją tego obrazu zmarła żona artysty. Pan Thayer został sam z trójką dzieci. Wydawałoby się, że w takiej sytuacji człowiek siądzie i będzie płakał. Może zresztą siadł i płakał.

Pewnie i płakali we czworo. Ale musiało coś zajść w duszy owdowiałego malarza, że się nie załamał. To wtedy zmienił plany co do zaczętego obrazu. Miejsce bogini kwiatów zajęła „Dziewica”. Dzielna dziewczyna, która przedwcześnie musi przejąć obowiązki mamy dla swojego rodzeństwa, idzie jak na bitwę. Jej brat i siostra też się nie łamią. Czuje się, że ta bitwa – o życie – będzie wygrana, bo dzieci zdecydowały się walczyć.

Zwycięstwo wisi w powietrzu. Podkreśla je wygląd Mary. Jej szaty i poza przypominają starożytną rzeźbę bogini zwycięstwa – Nike z Samotraki, a chmury na niebie układają się w kształt skrzydeł. To nieprzypadkowe, bo rzeczywiście skrzydlata Nike z Samotraki posłużyła panu Thayerowi za wzór. Widział ją kiedyś w Paryżu i zachwycił się. O to nietrudno, bo ta Nike to jedno z najwspanialszych dzieł starożytności. A połączenie tej rzeźby z wizerunkiem osieroconych dzieci też jest wspaniałe. Bo to jest jakby list do nas: „Zwycięża ten, kto się nie poddaje”. Więc walczmy. Fałszerstw jest osiem.