Po raz pierwszy Polak startuje w takich zawodach. W jednym z trzech najtrudniejszych na świecie wyścigów psich zaprzęgów.
Biegnący Wilk to miano Dariusza Morsztyna. – Miano to coś więcej niż imię. O swoje miano starałem się przez blisko 10 lat – tylko tyle na ten temat zdradza pan Dariusz, który od dawna pasjonuje się obyczajami Indian i Eskimosów. I właśnie wyruszył w wyścigu Finnmarkslopet w Norwegii. Jego wyprawa zakończy się 23 marca.
Dariusz Morsztyn wraz z psami ma do pokonania 1000 kilometrów przez teren lapońskiej tundry, europejski biegun zimna. To obszar zamieszkały głównie przez Lapończyków i renifery. W tym wyścigu od ponad 30 lat biorą udział głównie Norwegowie, czołówka sportu psich zaprzęgów. Na starcie stawia się średnio ponad 100 zawodników, ale tylko około 2/3 z nich zwykle udaje się ukończyć trasę.
Dariusz Morsztyn, czyli Biegnący Wilk z psami porozumiewa się w języku indian Roman Koszowski/GN Pan Dariusz jest maszerem, czyli przewodnikiem psiego zaprzęgu. Na wyprawę zabrał 14 psów rasy alaskan husky. Wszystkie mają eskimoskie imiona. I od 2 lat trenują na najdzikszych mazurskich trasach, niedaleko maleńkiej wioski Ściborki, na skraju Lasów Skaliskich i Gór Klewińskich. Przebiegły na treningach 3500 km.
Biegnący Wilk w 2009 r. ukończył wyścig Finnmarkslopet na dystansie 500 km. – Zostałeś sam na sam ze zwierzętami i przyrodą. Dookoła tylko śnieg, pustka i cisza. To powoduje, że wchodzisz na inny poziom kontaktu z Bogiem. Rodzi się też niezwykła relacja z psami – tak opowiadał o swojej poprzedniej wyprawie „Małemu Gościowi”. – Miejsce, które zajmę, będzie ostatnie. Takie mam założenie przed startem. To pozwala się wyluzować. Bo ważna jest przyjemność z biegania, a nie bicie rekordów psich prędkości – tłumaczył Biegnący Wilk.