Mieszkańcy domu pomocy społecznej
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma rzekami mieszkali dwaj przyjaciele, lis i zając.
Lis Kazimierz, jak to lis, był trochę chytry i sprytny. Miał rodzinkę, dwoje dzieci, córkę Monikę i syna Jacka. Jego żona była bardzo piękna, miała gęstą, ruda kitę i była bardzo dobra a na imię jej było Ewa. Rodzinka mieszkała w norce pod wielkim dębem, w zaczarowanym lesie. Najbliższymi sąsiadami rodziny lisów byli państwo Zajączkowscy.
Tata zając Przemysław, mama Todzia, córka Kasia i syn Wojtuś. Pan Przemek był grzeczny i wyrozumiały a pani Todzia miła i uczynna. Jako, że byli sąsiadami państwa Lisów, mieszkali za rzeką, pod ukrytą sosną, niedaleko wielkiego dębu, w zaczarowanym lesie.
Zaczarowany las był pełen wielkich krzewów jagód, malin i jeżyn. Jesienią pojawiały się piękne i dorodne grzyby.
Przy wielkim wodospadzie, który otaczały tajemnicze drzewa i pachnące kwiaty, wszystkie zwierzęta, mieszkające w lesie, spotykały się zawsze przy pełni księżyca. Wszystkim spotkaniom przewodniczyła mądra sowa.
Pewnego razu, na takim spotkaniu, pan Lis zauważył dwa piękne jelenie, których wcześniej nie widział w lesie. Chciały one skosztować jagód i jeżyn. Panowie Zając i Lis, zaczęli swą kłótnie o to, kto ma ugościć nowych przybyszów. Sprytny lis pierwszy zaczął rozmowę z jeleniami. Opowiadał im, jaki jest gościnny, dobry i jak bardzo cieszy się, że przybyły do ich lasu. Pan Zając, gdy zorientował się, co Pan Lis próbuje zrobić, również zaczął rozmowę z jeleniami. Zapraszał je do siebie serdecznie, jednak Lis zaczął go wyśmiewać.
Nie mogąc zrozumieć co się dzieje, jelenie zostawiły dwóch kłócących się przyjaciół i odeszły.
Zając, jako, że był uprzejmy, pierwszy odszedł do domu, gdzie o wszystkim opowiedział żonie. Złośliwy Lis postanowił zrobić Przemkowi kilka psikusów. Całą noc myślał, co mogłoby zezłościć zająca. Wpadł na pomysł aby wyrwać mu kilka marchewek z ogródka. Gdy Przemek zorientował się, że brakuje czegoś na jego grządce, bardzo się zasmucił. Jego zona Todzia powiedziała:
- kochany mężu, może to jacyś złodzieje …..
Jednak Przemek był pewny, że za kradzieżą stoi Kazimierz. Zając wpadł na pomysł, aby Wojtuś i Kasia poszli po śladach z ogródka i zobaczyli dokąd prowadzą. Dzieci chętnie się zgodziły i podążyły za śladami, które doprowadziły je pod wielki dąb. Swoje odkrycie postanowiły szybko przekazać tacie.
Zając Przemek bardzo się zdenerwował i obmyślił plan. W nocy przyczaił się pod norką Lisa i czekał, aż ten uda się na łowy. Około północy usłyszał:
- kochana żono, idę na polowanie!!
Ujrzał Lisa biegnącego w stronę zagrody ludzi. Szybko udał się za nim. Nakrył lisa, jak chciał uprowadzić kurę. Narobił hałasu, obudził gospodarza, który pogonił Lisa do lasu. Kazimierz wrócił do domu bardzo zdenerwowany i bez zdobyczy. Żona Ewa bardzo się zasmuciła. Gdy następnego dnia opowiedziała Todzi zającowej, co się wydarzyło, ta od razu wiedziała, że jej mąż Przemek maczał w tym palce.
Ewa i Todzia postanowiły na kolejnym spotkaniu przy wodospadzie, które miało odbyć się kolejnego dnia, opowiedzieć o wszystkim mądrej sowie.
Udały się więc na zebranie wcześniej.
- mądra sowo, mój mąż i mąż Ewy robią sobie kawały, które mogą doprowadzić do nieszczęścia - powiedziała Pani Zajączkowa.
- nie bójcie się – odparła sowa
- rozstrzygniemy ich kłótnię na dzisiejszym zebraniu.
Zebranie przy wodospadzie, jak zawsze, rozpoczęło się odśpiewaniem hymnu lasu:
My zwierzęta w pięknym lesie,
Śpiewamy i echo niesie.
Żyjemy w zgodzie i miłości,
Jeśli chcesz, możemy cię ugościć.
Po pieśni mądra sowa poprosiła, aby na środek wyszedł Lis Kazimierz i Zając Przemysław.
- wiem kochani, że kłócicie się i robicie sobie psikusy. Nie godzi się to mieszkańcom naszego pięknego, magicznego lasu. Chciałabym abyście pogodzili się tutaj.
Zając spuścił głowę, ponieważ poczuł, że zrobił źle nie rozmawiając z Lisem, tylko odpłacając mu kawałem za kawał.
To samo poczuł Lis i rzekł:
- Przemku, to ja ukradłem Ci marchewki, ponieważ nie chciałem, abyś miał czym ugościć piękne jelenie.
Zając spojrzał na niego i odpowiedział
- i ja zrobiłem coś złego. Obudziłem gospodarza, abyś nie zdobył kury na ucztę dla jeleni.
Ewa i Todzia mocno się uścisnęły ze wzruszenia, mądra sowa skinęła głową i powiedziała:
- chciałabym abyście zawsze już żyli w zgodzie i pomagali sobie, jak do tej pory. Niech nigdy piękne rzeczy i zwierzęta nie zniszczą waszej przyjaźni.
Lis i Zając podali sobie ręce i przysięgli przyjaźń do końca życia.