Dzisiaj kilka burz przeszło nad naszym domem. I nie chodzi mi o burze śnieżne. Pierwsza była już rano, gdy Paulina z Michasią wyszły z nami na krótki spacer zaraz po roratach. Dziewczynki mówiły, że bardzo przykro było słuchać o tym, co się działo kiedyś w Afryce i o tym, że i teraz nie jest tam dobrze. Podziwiały odwagę papieża, który bardzo surowo przemawiał do prezydenta Sudanu. Jakoś odechciało mi się biegać i węszyć, gdy o tych krzywdach opowiadały. Ale po południu była większa burza, gdy Pani planowała jutrzejsze porządki, a reszta rodziny zaczęła się szybko wymawiać. Oj, błyski w oczach Pani były bardzo niebezpieczne, a ponieważ akurat moje kudły zauważyła na tapczanie, to, niestety, na mnie się skupił jej żal. Ale wieczorem była kolejna burza, bo wszyscy siedzieli i oglądali film o zabitych górnikach. Kuba był wściekły i wzdychał, Pan szarpał nerwowo wąsy, a Pani i Paulina płakały. Może jutro będzie lepiej? Cześć, Astra