3 listopada
Ostatnie dni były zupełnie wyjątkowe. Bo wesołe. Dziwicie się? Nie, w żadnym pajacowatym Halloween nie brałam udziału:) Bo od trupów i upiorów wolę... naszych wspaniałych świętych. Wesołych, bo przebywają w wesołym miejscu.
Zazwyczaj Wszystkich Świętych i Zaduszki, to jakoś tak smutnawo się kojarzą. A u nas było bardzo przyjemnie: w domu czytaliśmy z rodzicami żywoty świętych. Polecam, to naprawdę fascynujące historie. Aż się czasem wierzyć nie chce, że ich życie wcale nie było takie grzeczniutkie i ładniutkie. A czasami to wręcz było mocno na bakier z Panem Bogiem. A mimo to – wyszli na prostą. Czyli do nieba. I teraz są świętymi. Zastanawiam się, ilu w ogóle ludzi jest w Niebie. Czyli ilu jest wszystkich świętych: nie tylko takich, których oficjalnie kanonizowano. Myślę, że każdy z nas ma wśród przodków chociaż jednego takiego świętego. Więc bez obaw można się do niego modlić. Swojego przecież wysłucha:)
Byliśmy też na cmentarzach: u moich pradziadków, dziadka od strony taty i ciotecznej babci Jadzi. Zapaliliśmy kolorowe świeczki. Jejku! Jak ja lubię wybierać znicze. Może ktoś powie, że to nie ma znaczenia – jaki mają kolor i kształt. Pewnie i nie ma. Ale mnie się wydaje, że jeśli wybiorę najładniejszą, to osoba której ją zapalę – jeszcze bardziej cieszy się tam, po drugiej stronie:) Więc wybrałam trzy zielone, dwie fioletowe i pięć jasnych, beżowych – takich z wielkim płomieniem. Można je przykryć specjalną przykrywką i wyglądają wtedy na grobach – jak maleńkie, kolorowe witrażyki – lampiony.
No i oczywiście modliliśmy się za naszych zmarłych. Na wypadek, gdyby nadal przebywali w czyśćcu. A na końcu, jak co roku, znaleźliśmy na cmentarzu grób zupełnie zapomniany, bez nawet jednej świeczki. I zapaliliśmy na nim dwa zielone znicze. Potem pomodliliśmy za tą osobę. Mam nadzieję, że w Niebie nie jest już osamotniona.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.